Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Policjanci pod lupą - po strzelaninie w Rybniku

Barbara Kubica, Jacek Bombor
Chaos, złe zabezpieczenie miejsca strzelaniny, narażenie postronnych świadków na niebezpieczeństwo utraty życia - takie zarzuty pod adresem policji padają z ust mieszkańców, przesłuchiwanych po słynnej strzelaninie w Boguszowicach, w której Krzysztof W. ranił siedem osób.

Czy świadkowie mają rację? Sprawdza to Prokuratura Okręgowa w Gliwicach.

- Ocena pracy policji w tej sytuacji to jeden z wątków tego śledztwa - potwierdza Michał Szułczyński, rzecznik prokuratury w Gliwicach, ale nie wdaje się w szczegóły.

Jak ustaliliśmy, najpoważniejsze wątpliwości co do tego, czy policjanci należycie wywiązali się ze swoich obowiązków budzi między innymi to, że pozwolono ratownikom medycznym na zaparkowanie samochodu tuż pod drzwiami szaleńca. Ratownicy i lekarka z pogotowia chowali się przed kulami szaleńca za samochodem.

- Sytuacja, kiedy ratownicy i osoby poszkodowane chronią się za karetką i karoseria samochodu stanowi dla nich jedyną ochronę, jest poważnym uchybieniem proceduralnym. Z informacji, które przekazali mi pracownicy, biorący udział w akcji, wynika, że w chwili, kiedy jechali na miejsce, nie mieli informacji, że trafią w sam środek strzelaniny - mówi Tomasz Zejer, dyrektor Wojewódzkiego Specjalistycznego Szpitala nr 3 w Rybniku.

Eksperci przyznają, że dopuszczenie karetki pod kule to ewidentny błąd, który mógł skończyć się tragicznie.

- Tu nie ma dyskusji, z tego się nie wywiną. Ale więcej błędów nie widzę. Radiowóz z dwoma funkcjonariuszami nie mógł opanować tak dynamicznej sytuacji. Zwłaszcza, że jeden z funkcjonariuszy został postrzelony. Drugi, zamiast myśleć o zabezpieczaniu osiedla, myślał o ratowaniu kolegi - mówi Jerzy Dziewulski, były antyterrorysta. W jego opinii, gdyby do takiej strzelaniny doszło w centrum Warszawy, chaos byłby podobny.

Natomiast samo zatrzymanie sprawcy było koronkowe. Policjanci przyznają, że zabezpieczenie osiedla było niezwykle trudne i nie pomagali okoliczni mieszkańcy. Wielu z nich słysząc strzały wyszło ze swoich domów, ukrywało się za krzakami, płotami, podchodzili jak najbliżej tylko po to, by strzelaninę sfilmować albo zrobić kilka zdjęć do internetu. Dlaczego nie zostali w porę przegonieni? Na te pytania odpowiedzi także poszukają śledczy.

Zbieranie śladów trwało tydzień

Do tej pory śledczy z Gliwic przesłuchali ponad 60 osób, w tym członków rodziny sprawcy zdarzenia Krzysztofa W., który 28 sierpnia postrzelił 7 osób, m.in. swoją żonę, teściów i policjanta.

Dla dobra śledztwa nie ujawniają tego, co zeznali.

W tej chwili analizują materiał zabezpieczony w domu 39-letniego rybniczanina.

Zabezpieczenie miejsca zdarzenia, wszystkich śladów i łusek po nabojach zajęło śledczym prawie tydzień, bo 39-letni rybniczanin oddał kilkaset strzałów.

Trwają też między innymi badania balistyczne pocisków znalezionych na miejscu akcji.

39-letni Krzysztof W., który 28 sierpnia rozpętał strzelaninę w rybnickiej dzielnicy, przebywa w areszcie. Kilka razy był już doprowadzany do prokuratury, gdzie odpowiadał na pytania o przebieg zdarzeń.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Giganci zatruwają świat

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na rybnik.naszemiasto.pl Nasze Miasto