Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Lidia Grychtołówna o życiu, muzyce, rodzinie, Rybniku. WYWIAD

Aleksander Król
Lidia Grychtołówna podczas koncertu w Rybniku
Lidia Grychtołówna podczas koncertu w Rybniku UM/ Wacław Troszka
Lidia Grychtołówna, urodzona w Rybniku wybitna pianistka i pedagog, otrzymała tytuł „Honorowego Obywatela Miasta Rybnika”. Uroczystość, podczas której artystka wykonała Koncert G-dur W. A. Mozarta KV354, odbyła się w ubiegłym tygodniu w Teatrze Ziemi Rybnickiej.

Lidia Grychtołówna w swoich wypowiedziach podkreśla, iż Rybnik jest miastem, w którym się urodziła i wyrosła, przez co czuje się z nim szczególnie związana. Lidia Grychtołówna została ósmym Honorowym Obywatelem Miasta Rybnika. Wcześniej tytułami tymi wyróżnieni zostali: Adam Makowicz – wybitny pianista jazzowy, Jacques Beaulieu z partnerskiego miasta Mazamet, premier – prof. Jerzy Buzek, kompozytor Henryk Mikołaj Górecki, arcybiskup Damian Zimoń, dr Józef Musioł oraz Mieczysław Brzost.

Pani Lidio, nie będę oryginalny, ale zapytam, jak się to się wszystko zaczęło? To pianino? I ta miłość do muzyki?
Od urodzenia kochałam muzykę. Podobno, gdy marudziłam jako niemowlę, wystarczyło grać, bym się uspokoiła. Od początku miałam kontakt z muzyką. Moja mamusia grała. Rodzice w pewnym momencie zorientowali się, że mam skłonności, ochotę grać. Miałam szczęście, że był instrument w naszym domu.

W jaki sposób się zorientowali?
Po prostu pewnego dnia zaczęłam grać, a grałam nie byle co, bo Mazurek Chopina, który mamusia ćwiczyła. Miałam może 2,5-roku, patrzyłam jej na palce. W pewnym momencie poszła do innego pomieszczenia, a ja się wdrapałam na krzesełko przy pianinie i zaczęłam dźwięki wyszukiwać i sama złożyłam sobie utwór. Dla mamy to był szok. Wydawało się jej, że ma jakieś przesłyszenie. Wchodzi do pokoju cichutko. A ja się bałam, że będę skarcona, że na instrumencie się bawię. Zaraz po tym zdarzeniu rodzice postanowili zasięgnąć opinii fachowych osób . U pana Karola Szafranka konsultowali to. Potem do Gimnazjum Urszulanek przyjeżdżała pani Wanda Chmielowska, moja późniejsza nauczycielka, z wykładami umuzykalniającymi dla uczennic. Ojciec się dowiedział, że ona jest specjalistką w uczeniu dzieci, więc zaprosił ją do nas, do domu, by mnie posłuchała. Już wtedy miałam szerszy repertuar. Bo już byłam po pierwszym publicznym koncercie, który dałam jako 5-latka , w Białej Sali w Hotelu Polskim w Rybniku. To był publiczny koncert z okazji tego, że Antoni Szafranek, skrzypek znakomity, który z Karolem mieli swoją prywatną szkołę muzyczną w Rybniku, miał recital w tej białej sali. Ja miałam swoje 20 minut. Dziecko nie może grać normalnego recitalu. Zresztą, to była wielka sensacja w Rybniku. Chodzili ludzie po mieście z jakimiś dużymi tablicami, że zagra najmłodsza pianistka polska. A mój ojciec był wściekły i zdenerwowany, bo nie wiedział, jak się takie dziecko zachowa. To , że gra w domu, to dobrze, ale jak zobaczy tłum w sali , to może uciec, płakać. Ale było wprost przeciwnie, ja ten zawód polubiłam od tego momentu.

Co Pani wtedy zagrała?
Poloneza Ogińskiego, Pożegnanie Ojczyzny, Menuet Paderewskiego, ale w moim wydaniu. To ćwiczyła moja chrzestna matka, ona też grała. Ja zawsze lubiłam podglądać, jak ona i matka ćwiczą. A mam słuch absolutny, dany mi przez naturę. To mi zawsze pomagało. Po prostu w normalnym przebiegu utworu, jak nie wiedziałam co, to słuch podpowiadał mi, czego trzeba szukać.

A nie było Pani żal, jak dzieci ganiały po podwórku? A Pani musiała ćwiczyć?
Ja miałam wszystko to, co mają dzieci. Miałam kilkanaście albo kilkadziesiąt lalek, misia, ale dla mnie fortepian od początku był najważniejszy. Mama dbała o to, bym miała towarzystwo innych dzieci, bo byłam jedynaczką. Ja z tymi dziećmi wypiłam kakao z pianką, a potem mówię: Wy macie moje lalki, a ja idę grać. I byłam karcona przez mamę: Jak to zaprosiłaś koleżanki, a teraz je zostawiasz? - One się będą same bawić moimi lalkami, a ja wolę grać - mówiłam.

A dzieci słuchały jak Pani grała?
Dzieci były mniej zainteresowane muzyką, one wolały moje zabawki. Ale oprócz tego grania, oczywiście chodziłam też przez płoty z chłopcami, w piłkę graliśmy, była tzw. „walka narodów” na podwórku. To też było przyjemne.

Jak zapamiętała Pani Rybnik z dzieciństwa?
To było sympatyczne miasto. Żadne porównanie do dzisiejszego. Liczyło wtedy 28 tys. mieszkańców. Pamiętam, że było wtedy dużo osób ważnych, osoby, które szczyciły się swoimi nazwiskami, były znane w całym mieście. Mówiło się pan doktor, pani doktorowa, pani sędzina. Mnie to śmieszyło, byłam upominana przez rodziców. W sąsiednim domu było podwórko duże - tam można było biegać. Mój dom rodzinny znajdował się na dzisiejszej ulicy Powstańców, wtedy się nazywała Piłsudskiego.

A dziś ma Pani ulubione miejsca w Rybniku?
Wszystkie są ulubione. Patrzę na te domy, które pamiętam z młodości i przypominam sobie różne rzeczy. Na przykład w jednym był zakład, gdzie prasowali koszule. Wtedy modne były kołnierzyki krochmalone. Pamiętam te sklepy sprzed wojny bardzo dobrze.

A najważniejszy koncert w Pani życiu?
Każdy koncert traktuję jako ważny. Nie ma ważniejszego i mniej ważnego. Przed każdym staram się zawsze jak najlepiej przygotować. Nie robię wyjątków. Każda publiczność oczekuje, by mieć przyjemność słuchając gry.

A konkurs Chopinowski?
Dawne dzieje. Konkursy mają to do siebie, że jest rywalizacja. Ale na szczęście kandydaci, którzy występują, bardzo często się zaprzyjaźniają. Nawet bardzo. Małcużyński poznał swoją żonę na konkursie. Ja nie jestem wielką entuzjastką konkursów, choć to podobno jedyna możliwość, by wyłonić najlepszych. Konkurs to jak zdawanie matury - ktoś ma szczęście, bo dostaje dobre pytania, świetnie odpowiada. Ale są też nerwy. Dużo zależy od tego, czy człowiek umie opanować nerwy czy nie. Ktoś ma wiedzę, a naraz nie może… Z graniem jest tak samo. Trema go zje. Jak miałam studentów i czułam, że się tremują to z góry mówiłam, żeby nie wybierali tego zawodu.Inaczej publiczne granie będzie trudne.

A pani nigdy nie miał tremy?
Ja nie jestem typem ,,tremiary”, jestem typem estradowym. Są ludzie którzy świetnie nagrywają płyty, a źle się czują na koncertach i na odwrót. Ja nigdy nie lubiłam nagrywać płyt. Wielu nie lubiło. Paderewski podobno nienawidził i nie chciał, zmuszali go do tego. Ja tak samo. Publiczność mnie mobilizuje, nawet jak się źle czuję. Na ostatnim koncercie w Rybniku źle się czułam, duży niepokój był w pogodzie, a to działa na samopoczucie, krążenie. Ale jak siadłam do fortepianu i zobaczyłam biało-czarne klawisze, nagle przyszedł spokój i chęć grania. Poza tym jakiś fluid idzie od publiczności, która życzliwie jest ustosunkowana do grającego, to pomaga.

Nie było trudniej grać ze względu na rocznicę śmierci męża?
Ja myślę, że mój mąż zadziałał z tamtej strony, bym nie myślała o tym, co się działo przed rokiem. Bym mogła się skupić, bo to jest konieczne na koncercie. Jakoś sobie z tym poradziłam.

Gdzie się Państwo poznaliście? Podobno to była wielka miłość od pierwszego wejrzenia?
Po konkursie chopinowskim zostałam zaproszona przez międzynarodowej klasy pianistę Arturo Benedetti Michelangeliego, który był jurorem na konkursie. Mnie wybrał i zaprosił na kursy mistrzowskie. 8 miesięcy z nim pracowałam. W ciągu 2 lat byłam cztery razy u niego na studiach. Potem po takim pierwszym zagranicznym kursie opowiadałam w Polskim Radio w Warszawie, gdzie umawiałam się na nagranie środy chopinowskiej. Redaktor uznał opowiadanie za tak interesujące, że poprosił kolegę, by przeprowadził wywiad. Tym redaktorem był mój przyszły mąż. Rok później się pobraliśmy.

Koncert sprzed paru dni w Teatrze Ziemi Rybnickiej był fantastyczny. Ile dziennie Pani ćwiczy?
Były takie czasy, że 6 godzin dziennie. Przed występem nie za dużo gram. Miesiąc temu grałam 3 godziny, 2 tygodnie temu - 2, a tydzień - godzinę czy półtorej, żeby nie przedobrzyć. To fizyczny wysiłek plus mój wiek…

W przyszłym roku będzie fantastyczny, okrągły jubileusz… Może jakiś koncert z okazji Pani urodzin?
Zobaczymy, na razie mam w perspektywie inaugurację Festiwalu Pianistki Polskiej w Słupsku, gdzie będę grała koncert Beethovena. W tym wieku jeden dzień może decydować o zmianie wszystkich projektów.

W Rybniku przy szkole muzycznej ma powstać wielka sala koncertowa? Zgodzi się Pani zagrać na otwarciu?
Mam nadzieję , że dożyję otwarcia. Czy zagram? Najpierw niech powstanie sala, a potem się zobaczy.

od 12 lat
Wideo

Bohaterka Senatorium Miłości tańczy 3

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na rybnik.naszemiasto.pl Nasze Miasto