Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

As nad asami. Legenda. Wybitny żużlowiec z Rybnika Andrzej Wyglenda kończy dziś 82 lata

Barbara Kubica-Kasperzec
Barbara Kubica-Kasperzec
ARC Materiały nadesłane
Jest asem. Prawdziwą, żyjącą legendą. Człowiekiem, który imponował zawsze pasją, poczuciem humoru. Andrzej Wyglenda, wyśmienity żużlowiec, as nad asami kończy dziś 82 lata. Panie Andrzeju kłaniamy się nisko, życzymy zdrowia!

11 lipca 1971 roku – ten dzień już na zawsze zapisał się w historii polskiego sportu żużlowego i miasta Rybnika. Na ulicach było wtedy pusto. W drodze na stadion kibice kupowali na szybko lody Bambino i pędzili co sił, by zająć co lepsze miejsce na łuku stadionu. - Pamiętam, że to było morze głów. Trudno było odróżnić jednego człowieka od drugiego – wspominał w jednej z rozmów z nami Andrzej Wyglenda, wybitny przed laty żużlowiec z Rybnika. To właśnie on as nad asami. Człowiek legenda z Rybnika świętuje dziś, 4 maja, 82 urodziny.

O jego żużlowej, wspaniałej karierze, rozmawialiśmy z panem Andrzejem wielokrotnie. Zawsze nam imponował. Skromny, wesoły, nie skarżący się na nic. Z wielką radością wspominał czasy, kiedy święcił największe triumfy. Tak jak pamiętny tytuł Mistrza Świata Par, wywalczony na domowym torze w Rybniku.

Decyzja o tym jacy zawodnicy pojadą we wspomnianych mistrzostwach w Rybniku w polskiej parze, zapadała na najwyższym szczeblu w żużlowej centrali. O ile powołanie dla Andrzeja Wyglendy nikogo nie dziwiło, bo to wówczas jedne z najlepszych zawodników ścigający się na żużlu w kraju, tak miejsce dla młodego Jerzego Szczakiela to była niespodzianka.

- Wszyscy myśleli, że pojedzie Antek Woryna. To był nasz tor, znaliśmy go, więc wybór był oczywisty. Ale oni chcieli Szczakiela. I jak to się skończyło? Na pierwszym i jedynym wspólnym treningu który mieliśmy przed tymi zawodami Jurek praktycznie wpakował mnie w płot – wspomina w wywiadach Wyglenda. Na wspomniany trening młokos z Opola zresztą też się spóźnił ponad dwie godziny. - Tłumaczył nam, że musiał mamie pomóc siano z pola zwieść. Ostateczne ustalenia przed zawodami były takie, że ja zawsze startowałem z pól wewnętrznych, Jurek z zewnętrznych. Dlaczego? Bo on był młodym zawodnikiem i tylko po szerokiej umiał wtedy jeździć – dodaje pan Andrzej.

Wszystkie wyścigi tych wspaniałych zawodów Polacy wygrali 5:1. To absolutny, nie pobity do dziś wynik. A tłem dla fantastycznych wówczas biało-czerwonych stanowili stawiani w roli murowanych faworytów do złota zawodnicy z Nowej Zelandii - Briggs i Mauger. Ci dwaj zresztą po dekoracji, ku uciesze kibiców, wywieźli się ze stadionu sami… na taczce.

- Andrzej Wyglenda urodził się na Paruszowcu, hutniczej dzielnicy Rybnika 4 maja 1941 roku jako syn Gertrudy i Jana Wyglendów. Matka była rybniczanką, ojciec pochodził spod Raciborza, ale po plebiscycie, przyznającym ziemię raciborską Niemcom, śląska, lecz z gruntu polska rodzina Wyglendów przeniosła się do polskiego Rybnika. Andrzej Wyglenda wzrastał przy rodzeństwie, ale dwaj starsi bracia bliźniacy, Franek i Janek, liczyli się bardziej niż siostry, bo mieli ciekawsze oferty zabaw , niż „baby” siostry, chodziło zwłaszcza o rowery i motory, co synowie odziedziczyli w genach po ojcu. Wyglenda senior był całkowicie oddanym i zwariowanym fanem wyścigów motocyklowych – szosowych, terenowych i żużlowych, co w Rybniku ani przed, ani po wojnie dziwić nikogo nie mogło. Tę pasję najgłębiej z synów przejął najmłodszy syn Andrzej - tak biografię Andrzeja Wyglendy rozpoczynają autorzy książki wydanej z okazji 90-lecia sportu żużlowego w Rybniku, zatytułowanej "Czarny sport, czyste emocje".

W tej pozycji nazwisko Wyglenda przewija się wielokrotnie. Sam jubilat napisał nawet słowo wstępne do książki. - Byłem niskim, niepozornym chłopcem, kiedy po raz pierwszy zgłosiłem się do żużlowej szkółki w Rybniku. Było nas 85 potencjalnych adeptów, więc ówczesny trener Józiu Wieczorek miał w czym wybierać. Popatrzył na mnie, a byłem najmniejszy w tym gronie i powiedział wprost: przyjdź jak zjesz jeszcze co najmniej 10 bochenków chleba. Ale zostałem. Przychylnym okiem spojrzał na mnie ówczesny prezes rybnickiego klubu Tadeusz Trawiński, który trenerowi Wieczorkowi powiedział tylko: tego małego mi zostaw. I tak zaczęła się moja życiowa przygoda. Od tego czasu to żużlowe tory stały się moją codziennością, koledzy z drużyny zastępowali mi rodzinę, kierownik zespołu Jerzy Kubik był dla nas wszystkich drugim ojcem, a adrenalina na stałe wymieszała się z moją krwią. Żużel stał się moją pasją, miłością, niemal całym moim życiem - pisał.

Najmniejszy wzrostem, ale skalą żużlowego talentu – obok Antoniego Woryny – największy rybnicki żużlowiec, w sumie cztery razy stawał na najwyższym stopniu podium IMP (1964, 1968, 1969, 1973), cztery razy wysłuchał Mazurka Dąbrowskiego podczas najwyższej rangi finałów mistrzostw świata – w latach 1965, 1966, 1969 – DMŚ i w roku 1971 – MŚP. Ów niesamowity finał najlepszych w świecie par na rybnickim stadionie przeszedł do historii sportu z uwagi na niespotykaną dotąd absolutną dominację jednej pary Szczakiel – Wyglenda, która wygrała wszystkie wyścigi bez żadnej straty punktowej, co zapisane zostało w Księdze Rekordów Guinessa.

Bogatą karierę Andrzeja Wyglendy definitywnie przerwał ciężki wypadek na bydgoskim torze w 1976 roku., w eliminacjach Złotego Kasku. Złamany kręgosłup wykluczył dalsze starty, na szczęście po długim leczeniu zasłużony sportowiec wrócił do sprawności fizycznej. Został w Rybniku trenerem, a także, co ciekawe, posłem na Sejm ostatniej kadencji w PRL. Wychował dwoje dzieci, córkę i syna.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Wywiad z prezesem Jagiellonii Białystok Wojciechem Pertkiewiczem

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na rybnik.naszemiasto.pl Nasze Miasto