Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Anestezjologia w Rybniku ma już 40 lat. Kiedyś lekarze i pielęgniarki przez cztery doby, bez przerwy, wentylowali ręcznie malutkie dziecko

Barbara Kubica-Kasperzec
Barbara Kubica-Kasperzec
40 lat temu w rybnickich lecznicach, narodził się pomysł zbudowania zespołu lekarzy-anestezjologów. A brakowało wtedy wszystkiego...

Niewielka maseczka, zrobiona z żelaza mieści się w dłoni dorosłej osoby. Do środka wkładało się kiedyś gazę, kładło się to na nosie i buzi dziecka i na gazę kropiło eter. Po kilku oddechach dziecko zasypiało. Po zabiegu, maseczka wędrowała do sterylizatorni. I znów trafiała do użycia.

- Tą maseczkę dostałem kiedy przyszedłem do pracy do tego szpitala. Zostawiłem ją sobie na pamiątkę. Przypomina nam o tym, jak wiele w naszej pracy się zmieniło - mówi doktor Andrzej Pluta, ordynator oddziały anestezjologii w Wojewódzkim Szpitalu Specjalistycznym numer 3 w Rybniku. Prowadzona przez niego anestezjologia ma już 40 lat. Jej zalążki sięgają roku 1982 i 1983, kiedy w mieście funkcjonują jeszcze trzy szpitale zamiast jednego, gigantycznego molocha. W placówce przy ulicy Rudziej była chirurgia, ortopedia i oddział pediatryczny. W gmachu przy Żorskiej na świat przychodzili najmłodsi mieszkańcy regionu, a w Juliuszu była okulistyka, laryngologia, a potem także onkologia.

Kiedyś znieczulali felczerzy, lekarze danych specjalności

- Na tych oddziałach w większości znieczulali lekarze danych specjalności. Na chirurgii ogólnej lekarzem najlepiej przeszkolonym był doktor Tadeusz Szymura, który do pomocy miał dwie pielęgniarki: Urszulę Żabkę, Lidię Kulę. Na ginekologii już od 1979 roku pracowała pani Grażyna Teluk z trzema pielęgniarkami: Mirosławą Sadłocha, Danutą Sauczek, Barbarą Fert - wspomina doktor Andrzej Pluta. On sam zresztą już od roku 1980 znieczulał małych pacjentów na oddziale chirurgii dziecięcej i laryngologii dziecięcej. W kolejnych latach od lekarzy anestezjologów dołączali: Piotr Buchwald, Teresa Giętkowska, Grażyna Zubik, Maria Krypczyk, Marian Kuśka.

- W marcu 1982 roku w mieszkaniu doktora Piotra Buchwalda spotkała się czwórka lekarzy. Oprócz gospodarza była z nami doktor Teluk, pan Szymura. I ja. Postanowiliśmy wówczas powołać do życia Dział Anestezjologii, komórkę organizacyjną, która zajęłaby się znieczulaniem pacjentów na terenie miasta Rybnika. Już miesiąc później działał zespół lekarzy i pielęgniarek, który profesjonalnie zajął się znieczulaniem pacjentów w trzech rybnickich szpitalach. Jednocześnie cały czas szkolono lekarzy i pielęgniarki w dziedzinie znieczulania i opieki pooperacyjnej - wspomina doktor Pluta. Medyk z nostalgią mówi o tym, że szkolącym się lekarzom skracano staże, by jak najszybciej byli gotowi nieść pomoc pacjentom. - Ja już po 2,5 roku miałem specjalizacje z anestezjologii, a po kolejnych dwóch latach tzw. dwójkę. Dziś się nie da tego procesu przyspieszyć, a wówczas wynikało to z braku lekarzy tej specjalności - dodaje doktor Pluta. On sam wyszkolił około 30 lekarzy anestezjologów i co warte podkreślenia pracujący dziś na oddziale medycy to w większości jego wychowankowie. - Mamy tylko dwóch lekarzy którzy zostali wyszkoleni poza naszą placówką - słyszymy na oddziale.

Nie było respiratorów, nie było monitorów

Kiedy w trudnych latach 80-tych w Rybniku powstawał oddział anestezjologiczny, działo się to wszystko na dużym optymizmie, przede wszystkim wśród załogi. Pielęgniarki chciały się szkolić, poznawać nowe zasady, metody, podnosić swoje kwalifikacje. Dla wszystkich to było coś nowego, ciekawego, niosło za sobą nowe wyzwania. Na oddział trafiło urządzenie do znieczulania pacjentów tzw. Romulus, który wyprodukowany został w latach 50-tych. Ale dla polskich lekarzy był jak powiew świeżości. Urządzenie zresztą do dzisiejszego dnia stoi na korytarzu prowadzącym do gabinetu ordynatora oddziału.

- Zimą, na początku 1983 roku była epidemia grypy i bardzo dużo dzieci chorowało. Trafiła do nas dziewczynka w wieku 3 lat, córka naszej instrumentariuszki. Dziewczynka miała wirusowe zapalenie opon mózgowych. Zaintubowaliśmy ją i wentylowaliśmy ją workiem ambu, przez cztery doby, na zmianę- pielęgniarki, lekarze. Ta dziewczynka przeżyła, dziś ma własny dzieci - mówi doktor Pluta.

To, że 3-latka przeżyła, podobnie zresztą jak wymagające natychmiastowej pomocy inne dzieci, to w dużej mierze zasługa zaangażowania lekarzy, pielęgniarek, którzy często braki kadrowe, sprzętowe nadrabiali zaangażowaniem. - Wtedy nie było respiratorów dziecięcych, ale na kanwie tego przypadku ja wymusiłem na ówczesnym ordynatorze pediatrii, że nam udostępnił jedną z sal na swoim oddziale, gdzie postawiono pierwsze respiratory dla dzieci - wspomina doktor Pluta.

Ze Szwajcarii, przez Zabrze. Dostali nowy sprzęt

Sprzęt, którym wówczas dysponowali medycy, był dość prymitywny. Sporo dobrego wydarzyło się w roku 1985, kiedy do zabrzańskiej kliniki trafił transport sprzętu ze Szwajcarii. - Wtedy dostaliśmy cztery respiratory, monitory i inkubatory - mówią nam medycy. To dzięki tym urządzeniom udało się uratować życie dziewczynki, która przyszła na świat za wcześnie i gdy trafiła na intensywną opiekę ważyła zaledwie 700 gramów. - Dziś ona sama jest lekarzem. Spędziła u nas pierwsze trzy miesiące swojego życia, wyszła z tego bez szwanku - mówi medyk. Lekarze doskonale pamiętają takie przypadki. I dzieci wentylowane przez kilkadziesiąt godzin i takie, którym po raz pierwszy wkłuwano się do żyły szyjnej. - Od tego momentu zaczęło się dostrzegać, że jest taka potrzeba - powstanie oddziału intensywnej opieki, szkolenia pracowników. Myśmy wtedy ratowali noworodki, których tak naprawdę nie ratowano w innych miejscach - mówi doktor Pluta.

Kiedy w kolejnych latach zaczął się rozwijać OIOM, z rybnickiej lecznicy zniknęła intensywna opieka nad noworodkami. Lekarze zajmujący się maluszkami, które dopiero co się urodziły, zaczęli się „odrywać” od anestezjologii. Kiedy po kilkudziesięciu latach budowy, w roku 2000 rozrzucone po całym mieście zebrano w jednym miejscu w nowoczesnym gmachu przy ulicy Energetyków, przed medykami otworzyły się nowe możliwości. - Dyrektorem był wtedy Bolesław Piecha, który dał nam wolną rękę w zakupie sprzętu. Wiele z tych urządzeń, które kupowaliśmy wtedy, 20 lat temu, wciąż nam służy - mówią medycy. - Tutaj, w nowym budynku mieliśmy tomograf, rezonans. Ja wcześniej na tym OIOM-ie dziecięcym, żeby zrobić dziecku zdjęcie rentgenowskie, pakowałem dziecko w kocyk, brałem worek ambu i biegłem do drugiego budynku - wspomina doktor Pluta.

Na oddziale, jak w rodzinie

Na anestezjologii i intensywnej terapii pracuje 23 lekarzy i kolejno 37 oraz 35 pielęgniarek. WSS nr 3 dysponuje ośmioma salami operacyjnymi, a także 4 punktami znieczuleń w salach zabiegowych i diagnostyce. Rocznie wykonuje się na oddziale ok 12 tysięcy procedur medycznych.

Pielęgniarki anestezjologiczne dla pacjentów są tymi osobami, których twarz widzą na sekundę przed zaśnięciem na szpitalnej sali operacyjnej. To one trzymają za rękę młode matki, gdy te oczekują na pierwszy krzyk swojego narodzonego przez kilkoma chwilami dziecka. Potrafią podtrzymać na duchu, rozwiać obawy, szepnąć dobre słowo. - Mamy dobrą atmosferę - podkreśla Wiesława Frankowska, pielęgniarka anestezjologiczna, które od lat czuwa nad pacjentami.

Razem przetrwali wiele zawirowań. Zostali w lecznicy, gdy „sypał się” oddział internistyczny, przetrwali strajki i zmiany kadrowe na najwyższym szczeblu. - Utrzymałem ludzi tylko dzięki temu, że my się nawzajem lubimy, szanujemy - mówi Pluta.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Polski smog najbardziej szkodzi kobietom!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na rybnik.naszemiasto.pl Nasze Miasto