Strażak z Rybnika uratował życie Szymonkowi
Proszę pomóżcie, on się dusi. Jest już siny - łkała do telefonu przerażona Bożena Gorol, mieszkanka wsi Szczejkowice w gminie Czerwionka-Leszczyny. Jej trzytygodniowy syn Szymek zakrztusił się śliną lub podanymi wcześniej witaminami. Nie oddychał. Kobieta wykręciła więc numer alarmowy, ale zamiast na pogotowie, dodzwoniła się na komendę straży pożarnej w Rybniku. I dobrze, bo Jarosław Kloc - strażak, który odebrał telefon - bardzo fachowo i spokojnie poinformował ją, co ma zrobić, by synka uratować.
- To był już późny wieczór. Podałam synkowi kropelki przepisane przez lekarza. Po chwili zauważyłam, że zachłysnął się albo nimi, albo śliną. Nie potrafił złapać oddechu, a po chwili zaczął się robić siny - mówi nam pani Bożena. - Chwyciliśmy w sekundzie razem z mężem za telefony i próbowaliśmy się dodzwonić na pogotowie. Z tych wszystkich nerwów, stresu, przez pomyłkę wykręciłam jednak numer na straż pożarną zamiast na pogotowie. Sama nie bardzo wiem, jak to się stało - dodaje.
Na linii po chwili usłyszała głos strażaka - Jarosława Kloca. Opanowany, spokojny. - W pierwszej chwili nawet nie dosłyszałam, że dodzwoniłam się na straż, a nie na pogotowie. Strażak jednak dopytywał, co się stało, więc zamiast czekać na przełączenie na pogotowie, powiedziałam mu, co się dzieje z synkiem - mówi pani Bożena.
Jarosław Kloc jest jednym z tych strażaków, którzy o pierwszej pomocy wiedzą wszystko. Na co dzień, w komendzie, prowadzi szkolenia w tym zakresie dla innych strażaków. I to między innymi dlatego zachował zimną krew. Fachowo i bardzo spokojnie powiedział kobiecie - krok po kroku - co ma zrobić. - Myślę, że każdy dyspozytor, każdy mój kolega zrobiłby dokładnie to samo. Pani była bardzo spanikowana, przerażona, ale na szczęście dobrze wykonywała te polecenia, o których mówiłem. Powiedziałem, że ma położyć dziecko na swojej lewej ręce, głową w dół i uderzać swoją prawą ręką w plecy pomiędzy łopatkami dziecka. Można także dziecko dodatkowo wesprzeć własnym oddechem. W tym czasie mój kolega alarmował już pogotowie - mówi Jarosław Kloc.
Rodzice Szymonka bez dyskusji wykonali wszystkie polecenia. I już po chwili ich najmłodszy syn zaczął sam oddychać. - Po chwili zaczął płakać. Nie potrafię nawet powiedzieć, jak wówczas odetchnęłam z ulgą. Jesteśmy niesamowicie wdzięczni strażakowi za pomoc - mówi pani Bożena. - Dopóki człowiek się nie znajdzie w takiej sytuacji, nie zdaje sobie sprawy z tego, że tak naprawdę nie wie, jak się zachować - dodaje. Kiedy dźwięk płaczącego, uratowanego dziecka dotarł także do czekającego przy telefonie na wieści pana Jarosława, w komendzie zapanowała radość. - Bardzo się cieszyliśmy, że udało nam się pomóc Szymonowi. Widzi pani, ja nawet nie zapytałem w tym całym zamieszaniu, jak chłopczyk ma na imię - mówi strażak.
Posłuchaj całości dramatycznego nagrania:
Reklamy "na celebrytę" - Pismak przeciwko oszustom
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?