MKTG NaM - pasek na kartach artykułów

Śmierć pod ziemią

ADRIAN KARPETA, MARCIN KASPRZYK
Pracownicy Okręgowej Stacji Ratownictwa Górniczego w Wodzisławiu pakują sprzęt potrzebny do akcji.   ADRIAN KARPETA
Pracownicy Okręgowej Stacji Ratownictwa Górniczego w Wodzisławiu pakują sprzęt potrzebny do akcji. ADRIAN KARPETA
W czwartek o godzinie 9 w kopalni "Marcel" w Radlinie nastąpił zawał. Wypadek zdarzył się w tzw. wyrobisku korytarzowym na głębokości 300 metrów. Pod ziemią przebywało wówczas 37 górników.

W czwartek o godzinie 9 w kopalni "Marcel" w Radlinie nastąpił zawał. Wypadek zdarzył się w tzw. wyrobisku korytarzowym na głębokości 300 metrów. Pod ziemią przebywało wówczas 37 górników. W rejonie zagrożenia było tylko dwóch górników. Jeden z nich zdołał uciec. Jego 33-letni kolega został zasypany. Do akcji ratunkowej natychmiast przystąpiło 8 zastępów ratowników górniczych.

- W rejonie wypadku nie było prowadzone wydobycie. Górnicy przeprowadzali tam jedynie prace konserwatorskie. Nie wiemy co było przyczyną wypadku. Nie wiemy też, jakie szanse na przeżycie ma zasypany górnik. Na szczęście w rejonie zawału jest dopływ powietrza - tłumaczył w dniu wypadku Jerzy Parma, główny inżynier do spraw przygotowania produkcji w kopalni "Marcel".

Pod ziemią zainstalowano cały niezbędny sprzęt do prowadzenia akcji. Ratownicy pospieszyli na pomoc z dwóch stron. Do przekopania mieli 16 metrów. Akcja posuwała się bardzo mozolnie. Ratownicy pokonywali od 5 do 10 centymetrów na kilkugodzinną zmianę. Po przekopaniu niewielkiego odcinka instalowali tzw. chodnik ratowniczy. Na ich głowy sypały się odłamki skał. Dlatego specjalnymi substancjami próbowano kleić skały. Ciągle napotykano na metalowe elementy. W odwodzie cały czas czuwał zastęp asekuracyjny. Na wypadek, gdyby ratownikom coś się stało. Nadajnik, umieszczony w lampie zasypanego górnika, pozwolił na zlokalizowanie mężczyzny. Przyjęto, że znajduje się on w połowie zasypanego wyrobiska.

O godzinie 2.10 w nocy z piątku na sobotę ratownicy posunęli się dopiero o trzy metry. - Wierzymy, że zasypany górnik żyje. Może zdołał się skryć pod kombajn, który naprawiali. W górnictwie były już przypadki, że żywego człowieka odnajdywano po kilku dniach od wypadku - mówił Zygmunt Kalemba, kierownik działu przygotowania produkcji kopalni "Marcel".

Do zakładu niemal co pół godziny dzwoniła rodzina górnika. Żona, matka, ojciec, brat. - Tłumaczymy im, jaka jest sytuacja, jakie warunki są na dole i jaka jest szansa na przeżycie. Mówimy o postępach akcji - mówił reporterowi "DZ" w piątkową noc Zygmunt Kalemba.

Dopiero w sobotę około godziny 21.40 ratownicy znaleźli górnika. Był odwrócony głową w stronę ratowników. Niestety nie żył. O godzinie 21.50 lekarz stwierdził zgon.

- Wszystko wskazuje na to, że górnik zginął w chwili zawału. Przyczynę śmierci ustali jednak sekcja zwłok -informował wczoraj rano inżynier Parma.

Natychmiast powiadomiono rodzinę zmarłego. - Ojciec zapytał jedynie, czy ciało jego syna jest całe - mówił inżynier Parma.

Dopiero wczoraj o godzinie 13.15 (czyli po 76 godzinach od wypadku), wydobyto ciało górnika na powierzchnię. W chwili zamykania tego numeru trwało wyciąganie sprzętu ekip ratowniczych.

Przyczyny tragedii bada komisja Okręgowego Urzędu Górniczego w Rybniku. Ustalono, że kopalniane urządzenia nie odnotowało 16 maja żadnego wstrząsu górotworu.

od 7 lat
Wideo

Zamach na Roberta Fico. Stan premiera Słowacji jest poważny.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na rybnik.naszemiasto.pl Nasze Miasto