Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Pasjonaci z Czerwionki weszli zimą na Mont Blanc

Barbara Kubica
Pięcioosobowa ekipa w drodze na Mont Blanc we Francji.
Pięcioosobowa ekipa w drodze na Mont Blanc we Francji. fot. arc
Przez dziewięć dni oglądali tylko skute lodem górskie zbocza. Do domu wrócili zarówno z lekkimi oparzeniami twarzy od słońca, jak i odmrożeniami stóp. Dwaj młodzi mieszkańcy regionu - Szymon Steuer z Bełku i Grzegorz Bargieł z Leszczyn zdobyli kilka dni temu najwyższy europejski szczyt - Mont Blanc (4810 m n.p.m.) we Francji.

Dla młodych pasjonatów wspinaczki wysokogórskiej, to była pierwsza tego typu wyprawa w życiu. Wcześniejsze doświadczenia w zimowym zdobywaniu szczytów nabyli w rodzimych Tatrach, wychodząc m.in. na Rysy, Świnicę i Granaty. - Pomysł na zorganizowanie takiej wyprawy zrodził się w styczniu. Aby się przygotować zapisaliśmy się na kilkudniowy kurs organizowany w Tatrach. Wspinaczka interesowała nas od dawna, więc postanowiliśmy spróbować zebrać kilkuosobową grupę chętnych - mówi Szymon Steuer.

Drugi ze śmiałków - Grzegorz - zamieścił na specjalistycznym forum informację o tym, że szukają chętnych do zimowego wejścia na najwyższy francuski szczyt. - Już po kilku dniach odezwały się do nas trzy osoby: Robert, 40-letni policjant, Maciek z Warszawy i Marcin z Poznania - wspomina.

Przygotowania do wyprawy trwały miesiąc. - Jeszcze będąc na kursie wypytaliśmy doświadczonych instruktorów wspinaczki, co trzeba ze sobą zabrać. Byliśmy chyba najbardziej natrętnymi uczestnikami zajęć, bo zasypywaliśmy ich pytaniami - śmieje się Grzegorz.

Gdy ich plecaki pełne już były lin, czekanów, ocieplaczy i konserw, wyruszyli do Francji. W niewielkim miasteczku u podnóża Mont Blanc spotkali się z pozostałymi uczestnikami wyprawy. W znakomitych humorach i pewni sukcesu wyruszyli w trasę. - W początkowej fazie wspinaczki szliśmy szlakiem wyznaczonym przez kolejkę, która latem wozi turystów. Zimą jednak tory były kompletnie zasypane. Brnęliśmy po kolana w śniegu. Po drodze spotkaliśmy trzech Słowaków, którzy mimo, że mieli lepszy sprzęt niż my, zawrócili - wspomina Szymon z Bełku. Na górze Mont Blanc co kilka kilometrów przygotowane są specjalne bazy, schrony dla śmiałków, którzy zimą próbują zdobyć szczyt.

- To były puste baraki, w którym można było tylko rozłożyć śpiwór i coś zjeść - mówią panowie. To w takich bazach nocowali w czasie wspinaczki.

- Jedną noc spędziliśmy w częściowo zasypanym śniegiem tunelu kolejki, inną pod chmurką na stromych skałach, gdzie zastał nas zmrok. Nie chcieliśmy ryzykować dalszej drogi, więc spaliśmy w śpiworach w wąskich górskich szczelinach. Każdy z nas znalazł kawałek wolnego kamienia, przypięliśmy się linami i tak spędziliśmy noc - mówi Grzegorz.

Na najwyższy szczyt naszego kontynentu dotarli siódmego dnia wspinaczki. - Ostatnie fragmenty były bardzo trudne do pokonania. Ale 11 marca o godzinie 10.37 w końcu dotarliśmy na szczyt. Byłem tak szczęśliwy, że łzy popłynęły mi po twarzy - wspomina Szymon. On podczas wyprawy nabawił się odmrożenień palców.

- Wszystko przez ciasne buty - dodaje z uśmiechem. Grzegorz na szczycie od razu wyciągnął z plecaka biało-czerwony szalik z napisem "Polska". - Wypiliśmy też symbolicznie po łyku rumu. Butelkę udało nam się donieść na szczyt. Rum nigdy wcześniej nie smakował tak dobrze - dodaje Grzegorz Bargieł.

od 7 lat
Wideo

META nie da ci zarobić bez pracy - nowe oszustwo

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na rybnik.naszemiasto.pl Nasze Miasto