Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Zapomnieliśmy o kłótniach - doceniliśmy prezydenta i polityków

Anita Czupryn, Agata Pustułka
M. Obara
Śmierć Jana Pawła II zmieniła serca Polaków. Śmierć Lecha Kaczyńskiego może zmienić nasze umysły - taka opinia staje się coraz bardziej popularna w całym kraju, bo tragedia znów nas wszystkich połączyła

Od soboty Polacy mają poczucie, jakby żyli w innym wymiarze. Wszyscy zostaliśmy wytrąceni z codzienności. Wszyscy znaliśmy tych, którzy zginęli w katastrofie pod Smoleńskiem, i mieliśmy z nimi kontakt - nawet jeśli nie osobisty, to dzięki telewizji i mediom. Ludzie mówią, że do tej pory jedyną znaną postacią, jaka zginęła w katastrofie lotniczej, była Anna Jantar. A przecież, choć zdarzyło się to 30 lat temu, wciąż o tym pamiętamy. A tu tyle znanych twarzy z pierwszych stron gazet!

Polaków połączyło i to, że w prezydenckim samolocie zginęło ponad 90 osób z różnych ugrupowań politycznych i różnych środowisk. I choć niektórzy z naszych rozmówców nie omieszkają zaznaczyć: - Lech Kaczyński to nie był mój prezydent - to w środku czują to samo. I wcale nie chodzi tu o starą rzymską zasadę, że o zmarłych nie mówi się źle.

Nieszczęście ludzi zbliża

"W obliczu śmierci tak wiele rzeczy przestaje być ważnych" - takie graffiti wymalował w Bielsku i Żywcu Dariusz Paczkowski, współpracownik Stowarzyszenia Nigdy Więcej i Grupy Trzecia Fala. Nie mógł usiedzieć w domu, wyrywało go do ludzi. Mówi, że zrobił to, co potrafi najlepiej. I prosi, byśmy teraz wszyscy byli razem.

Byliśmy i wciąż jesteśmy: na mszach i spontanicznie organizowanych spotkaniach - choćby takich, jak to pod biurem senatorskim Krystyny Bochenek w Katowicach. Znicze zapalają tam jej koledzy z Radia Katowice i zwykli przechodnie.

Grażynę Szapołowską wieść o katastrofie zastała w Częstochowie, gdzie występuje w polsko-niemieckim filmie "Polska Wielkanoc". Mówi, że niemieccy aktorzy bardzo jej współczują.

- Są poruszeni, bardzo to wszystko przeżywają - podkreśla. Przed tygodniem sama straciła matkę. - Odeszła, kiedy kręciliśmy sceny na Jasnej Górze. Dobrze rozumiem ból rodzin ofiar spod Smoleńska.

W Skoczowie do udziału w akcji zapalania zniczy i apelu na Rynku po wczorajszym nabożeństwie ludzie skrzyknęli się za pomocą SMS-ów.

- W sobotę, gdy tylko zrozumiałem, co się stało, z moim 15-letnim synem wywiesiliśmy na domu biało-czerwoną flagę. Tak samo zrobiło wielu moich sąsiadów - mówi Mirosław Zając z Sosnowca. - Oglądaliśmy relacje telewizyjne z Katynia i najbardziej przygnębił nas widok pustych krzeseł, które czekały na prezydenta i delegację.

Wśród tych, którzy czekali w lesie na prezydenta, był Grzegorz Janik, poseł PiS z Rybnika.

- W pewnej chwili podszedł do nas Jacek Sasin z Kancelarii Prezydenta i powiedział, że samolot prezydencki się rozbił. Od razu poprosił, żebyśmy to na razie zatrzymali dla siebie, bo ta informacja nie jest jeszcze sprawdzona - wspomina. - Z Przemkiem Gosiewskim miałem niedługo wyjechać na wspólne wakacje. Jeszcze w piątek rano widziałem się z nim w Sejmie.

Gabriela Kopczyńska jest jedną z setek osób, które wpisały się wczoraj do księgi kondolencyjnej w katowickim Urzędzie Miasta. - W styczniu sama pochowałam swoją tragicznie zmarłą matkę. Rozumiem, co czują rodziny ofiar tej katastrofy - mówi. "Dlaczego? Zadaję sobie to pytanie" - napisała w księdze.

Kto ich osobiście znał, cierpi bardziej

Prezydenta Lecha Kaczyńskiego znał i cenił znakomity kompozytor Wojciech Kilar.

- Byłem członkiem jego komitetu honorowego przed wyborami prezydenckimi. Wtedy spotkaliśmy się w Katowicach. Przy kolacji rozmawialiśmy o muzyce, pan prezydent zawstydził mnie, wypowiadając się z uznaniem o mojej twórczości. Lubił "Preludium chorałowe". Dziś czuję się, jakbym stracił kogoś bliskiego. Przeżywam to bardzo osobiście. Ciężko mi o tym mówić...

Prawdopodobnie jednym z ostatnich mieszkańców Bielska-Białej, którzy mieli okazję spotkać się i rozmawiać z prezydentem Lechem Kaczyńskim jest Wojciech Dębowski, szef bielskiego koła i członek Rady Krajowej Wspólnoty Polskiej. Jako gość honorowy został zaproszony przez Komitet Organizacyjny Światowych Zimowych Igrzysk Polonijnych w Zakopanem na rozmowy z prezydentem w bacówce przy dużej krokwi.

- Przekonałem się wówczas, że prezydent Kaczyński jest człowiekiem otwartym, bezpośrednim, łatwo nawiązującym kontakty. Wtedy odkryłem jego prawdziwe oblicze - wspomina Dębowski.

W pobliskiej Wiśle, gdzie prezydent miał jedną ze swoich rezydencji, wczoraj przed południem burmistrz kazał wystawić w ratuszu księgę kondolencyjną, przed którą znalazły się biało-czerwone flagi z kirem i fotografia pary prezydenckiej.

- Prezydent Kaczyński przyjeżdżał przecież od czasu do czasu do naszego Zameczku. Chcieliśmy, by mieszkańcy Wisły i turyści mogli złożyć mu uszanowanie - mówi Łukasz Bielski, rzecznik Urzędu Miasta.

Adam Małysz w ostatnim czasie był zapraszany przez Lecha Kaczyńskiego m.in. na śniadanie w Wiśle po zdobyciu dwóch medali w Vancouver.

- Miałem okazję siedzieć obok pani prezydentowej. To była wspaniała kobieta. Nie wywyższała się. Mówiła o swojej wnuczce, ja o swojej córce. Rozmawialiśmy też o Wiśle. Pani prezydentowa wspominała, jak tu spacerowała, jak lubiła przyjeżdżać na Zameczek - mówi Małysz. - Szok po tej tragedii jest tym większy, że dopiero po tych spotkaniach uświadomiłem sobie, jak serdeczni i wspaniali to ludzie. Wcześniej nie miałem z nimi kontaktu. Znałem ich tyle, co z mediów. A media trochę negatywnie nastawiały ludzi wobec pary prezydenckiej - uważa nasz olimpijczyk.

Kwiaty pod Pałacem

- Czuję się jak podcięta - mówi Teresa Trawińska, 48-letnia urzędniczka państwowa z Warszawy. Prywatnie babcia 4-letniej Julki i 7-letniego Mateusza. W sobotę córka Teresy, Kasia, z samego rana pojechała na uczelnię. Jest na II roku pedagogiki - uzupełniających studiów magisterskich. Tam na telefon komórkowy jej koleżanki przyszła wiadomość. Treść była szokująca: "Wszyscy nie żyją". Na korytarz wybiegły studentki politologii. Zajęcia zostały odwołane. Kasia natychmiast zadzwoniła do matki.

W tym czasie Teresa w domu posadziła wnuki przed telewizor i włączyła im bajkę. Zadzwoniła jej siostra: "Jestem w sklepie, ludzie mówią, że coś się stało, prezydent nie żyje!" - zawołała.

Teresa włączyła komputer, weszła w internet i nagłówki na stronach ścięły ją z nóg. Łzy same pociekły jej po twarzy. Zresztą, ten sobotni poranek w większości domów wyglądał tak samo: Polacy siedzieli przed ekranami komputerów bądź telewizorów i płakali.

Gdy wróciła Kasia, zabrały dzieci i w odruchu pojechały pod Pałac Prezydencki. Jak tysiące warszawiaków. Tam, na Krakowskim Przedmieściu, czuli się jedną cierpiącą rodziną, która wspólnie przeżywa ogromny smutek.

- Powiedziałam wnukom: "W tym miejscu tworzy się historia. O tym będziecie się uczyć w szkołach. Zapamiętajcie ten dzień: ludzie palą świeczki, oddając hołd prezydentowi i tym, co zginęli. To bardzo ważne" - opowiada Teresa. Jej wnuczek powiedział wtedy: - Babciu, czy wiesz, że ja tak bardzo kochałem naszego prezydenta?

A Teresa na to: - Skąd mogłam wiedzieć. Nigdy mi o tym nie mówiłeś.

Trumna w dzień urodzin

Miesiąc temu do Kingi Hałacińskiej zadzwoniła Bożena Łojek, założycielka Polskiej Fundacji Katyńskiej. Zawiadomiła, że Kinga znalazła się na liście pasażerów prezydenckiego samolotu, który 10 kwietnia poleci na uroczystości do Katynia.

- Moja radość była tak wielka, że tego dnia obdzwoniłam bliższą i dalszą rodzinę, dzieląc się tą wieścią - opowiada Kinga Hałacińska.

Ale kiedy dwa tygodnie temu dowiedziała się, że samolotem jednak nie poleci, dalszej rodziny już nie zawiadamiała.

Jej tata powiedział: - Widać, są ważniejsi od ciebie.

Kinga zrezygnowała też z jazdy pociągiem. To dlatego, że w niedzielę 11 kwietnia jej córeczka Natalia miała mieć pierwsze urodziny.

- Nie zdążyłabym wrócić. Zostałam, aby wyprawić córeczce urodziny - mówi dalej Kinga. W sobotę rodzina dzwoniła na jej komórkę ze strachem, a gdy Kinga odbierała, mówili z ulgą: "Żyjesz!".

Ale urodzinowej imprezy w niedzielę już nie było. Przyszli co prawda: Piotr Semka z żoną i córeczką Marysią i inni znajomi dziennikarze oraz sąsiedzi Kingi, ale siedzieli przed telewizorem i w milczeniu patrzyli, jak ulicami Warszawy jedzie trumna z ciałem prezydenta Lecha Kaczyńskiego.

- Nad posępnym światem dorosłych górowały jednak radosne krzyki naszych dzieci - mówi Kinga.

Ona również wcześniej pojechała pod Pałac Prezydencki. To był odruch. Taki sam jak 11 września 2001 r, gdy po ataku na WTC Polacy jechali pod ambasadę amerykańską.

- W takich chwilach wychodzi z nas to, co najlepsze - mówi Kinga Hałasińska.

Czas prostych odruchów

W sobotę 10 kwietnia reżyser Jarosław Ostaszkiewicz (znany m.in. z tego, że użyczył głosu Wielkiemu Bratu w reality show Big Brother) kończył 47 lat. Po raz pierwszy w życiu postanowił tego dnia wyprawić przyjęcie. Rano wstał z dokładnie zaplanowanymi działaniami. Telefon od teścia zmienił wszystko.

- Żona zareagowała bardzo emocjonalnie. Usłyszałem tylko: "Włącz telewizor". Spojrzałem na ekran i poczułem to, co czułem patrząc na palące się wieże WTC w 2001 roku. To była kompilacja niedowierzania, kompletnego pogubienia, jakiejś bezradności. Umysł nie jest przygotowany na takie wydarzenia.

Ostaszkiewicz, reżyser jednego z telewizyjnych programów, który miał w poniedziałek iść w TVP na żywo, musiał też bardzo szybko dokonać zmian w scenariuszu.

- Stanąłem przed dylematem, co i jak pokazać ludziom w obliczu narodowej tragedii - mówi. I wtedy zrozumiał, że w takim momencie liczą się tylko proste sprawy. Wszelkie próby nadawania sensu na siłę, mądrzenia się będą brzmiały fałszywie. To czas prostych odruchów: wyrażania współczucia, otwierania serc.

- I tak właśnie reagujemy - uważa Ostaszkiewicz, dodając: - Do telewizji ludzie mejlem wysyłają zdjęcia, a to spod Pałacu Prezydenckiego, a to z trasy przejazdu konduktu z ciałem prezydenta. Mają potrzebę nie tyle fotografowania, ale dawania świadectwa swojej obecności w ważnych momentach. Komentarze są uderzające właśnie ze względu na prostotę. Ludzie nazywają rzeczy po imieniu, wprost opisują miejsca. A jak chcą wyrazić emocje, stawiają trzy kropki. Nigdy wcześniej te trzy kropki nie miały dla Ostaszkiewicza tak głębokiej wymowy.

Minuta ciszy - czas refleksji

Marcin Jarkiewicz, dyrektor Szkoły Podstawowej nr 85 w Warszawie, w poniedziałek razem z uczniami o godzinie %078 rano znalazł się na mszy w kościele.

- Mieliśmy pomysł, aby zebrać uczniów na salę gimnastyczną i uczcić ofiary smoleńskiej tragedii minutą ciszy - mówi. Takie zalecenie wydała zresztą Katarzyna Hall, minister edukacji. Ale dla Jarkiewicza to zalecenie wcale nie było potrzebne.

- Nie można zmusić do żałoby. Ją się odczuwa - mówi.

Stąd też gdy padło hasło, aby zamiast milczeć przez minutę, iść do kościoła, dzieci zebrały się natychmiast. Nawet te, które na co dzień nie chodzą na religię. W kościele stały wyciszone i poważne, a minuta ciszy i tak była: każde następne zajęcia w szkole od niej się zaczynały.

Może młodzież też wie albo czuje, że w Katyniu prezydent Lech Kaczyński ratował naszą tradycję, nasze korzenie, wiarę i tożsamość.

- Po to właśnie tam leciał - mówi Wojciech Kilar. - Teraz my w tej tragicznej katastrofie próbujemy dopatrzyć się jakiegoś sensu, o ile w ogóle jest to możliwe. Chciałbym, żeby ten dramat bez precedensu nie tylko w skali kraju, ale i świata, skłonił nas wszystkich do kilku refleksji. Pomyślmy chwilę o kruchości naszego życia, o tym, jak przypadek może je zmienić lub zniweczyć. W każdej dowolnej sekundzie.

Kompozytor, patrząc na to, jak przyjęliśmy wieści o ostatnich przerażających wydarzeniach, próbuje być optymistą.

- Wierzę, że ludzie, którzy są i czują się Polakami, będą w stanie wyzbyć się nienawiści i wrogości, które nasze narodowe elity napędzają w polityce. Szkoda, że dopiero w takich momentach uświadamiamy sobie, że skrajnie negatywne uczucia nie są warte naszego życia. Że są rzeczy ważniejsze - dodaje Wojciech Kilar.

To prawda - nigdy też wcześniej z taką mocą nie dotarło do Polaków to, co przez całą swoją prezydenturę mówił Lech Kaczyński. Na przykład o zbrodni katyńskiej. I o tym, że powinna ona zostać odkłamana, bo to ważne do budowania zdrowego państwa.

- W sobotę nagle zrozumieliśmy, że prezydent walczył o to, aby nazywać rzeczy po imieniu - mówi dr Monika Michaliszyn, ekspert ds. krajów bałtyckich.

Stąd też przemówienie, jakie miał wygłosić 10 kwietnia na cmentarzu w Katyniu w 70. rocznicę zbrodni katyńskiej, stało się jego testamentem o prawdzie. I Katyń jako symbol się dla Polaków urzeczywistnił.

- Nagle też ludzie zauważyli ludzki wymiar prezydenta. Okazało się, że kochał żonę i bardzo zyskiwał przy bliższym poznaniu - mówi Kinga Hałacińska. Jest wnuczką ppłka Andrzeja Hałacińskiego, autora tekstu pieśni "My, Pierwsza Brygada", który zginął w Katyniu.

- Cierpimy my, ale przede wszystkim najbliżsi tych, którzy zginęli pod Smoleńskiem. Im z pewnością jest najtrudniej - podkreśla sosnowiczanka Maria Bielińska.

Teraz mnóstwo ludzi chce oddać ofiarom katastrofy ostatni hołd. Urząd Miejski w Tarnowskich Górach postanowił umożliwić mieszkańcom uczestnictwo w centralnych uroczystościach pogrzebowych ofiar tragedii smoleńskiej w Warszawie.

- W tej chwili nie są znane jeszcze miejsce i dokładny termin uroczystości, ale zaplanowaliśmy wynajęcie specjalnego pociągu osobowego dla pięciuset osób - mówi Beata Proszowska, rzeczniczka tarnogórskiego ratusza.

Czy coś się w nas zmieni?

Czy jednak ta tragedia stanie się początkiem rzeczywistego budowania szacunku do narodowych świętości nie tylko od wielkiego dzwonu, ale i na co dzień? Psycholog polityczny dr Norbert Maliszewski nie obawia się, że te gesty - udział w marszach, trzymanie się za ręce, palenie świec w doniosłych chwilach - to okazjonalny patriotyzm.

- Śmierć Jana Pawła II zmieniła serca Polaków. Śmierć Lecha Kaczyńskiego może zmienić nasze umysły, stosunek do patriotyzmu, ale też do polityków - mówi.

Okazuje się, że cechy osobowościowe nie są szczególnie wobec trwałości i wiary we własne poglądy. Ta narodowa jedność myśli i uczuć zdumiewa, ale i zachwyca zagranicznych dziennikarzy. Znany prezenter BBC World News, Nik Gowing, który był w Polsce w 1980 r. i podczas drugiej wizyty Jana Pawła II, mówi, że dziś patrząc na Polaków czuje się podobnie jak wtedy. Tylko że teraz jest to wspólnota w traumie.

Cyril Vanier, reporter telewizji France 24, zauważa, że za życia prezydenta Kaczyńskiego opinie o nim były różne, ale po jego śmierci widać narodową jedność.

- Jeszcze dwa tygodnie temu Francja nie słyszała o Katyniu - mówi. - Ale przed rocznicą, we wtorek i środę, media poświęciły dużo miejsca rocznicy mordu. Był wywiad z Andrzejem Wajdą, reportaż. Więc Francja zaczęła kojarzyć słowo "Katyń".

Współpraca: BS, MZ, KLM

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Wskaźnik Bogactwa Narodów, wiemy gdzie jest Polska

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na slaskie.naszemiasto.pl Nasze Miasto