Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Skazani na dług

Jacek Bombor, Tomasz Siemieniec wraz z reporterami
Henryk Kieś i Eugeniusz Bochenek wpadli w długi, bo ich firma nie otrzymała od Franciszka G. pieniędzy za wykonane prace.  Zdjęcia: Agnieszka Materna
Henryk Kieś i Eugeniusz Bochenek wpadli w długi, bo ich firma nie otrzymała od Franciszka G. pieniędzy za wykonane prace. Zdjęcia: Agnieszka Materna
Biznesmen Franciszek G. jest winien ponad 106 tysięcy złotych firmie „Vectra”, która wykonała przyłącza sanitarne do bloku. Komornik Jolanta Żołna od trzech lat nie może odzyskać dla „Vectry” ...

Biznesmen Franciszek G. jest winien ponad 106 tysięcy złotych firmie „Vectra”, która wykonała przyłącza sanitarne do bloku. Komornik Jolanta Żołna od trzech lat nie może odzyskać dla „Vectry” tych pieniędzy, natomiast z powodzeniem ściąga od jej szefów kwoty kilkakrotnie mniejsze.

Henryk Kieś i Eugeniusz Bochenek jeszcze kilka lat temu byli biznesmenami pełną gębą: w swojej firmie budowlanej „Vectra” zatrudniali w najlepszych czasach 50 ludzi i zarabiali naprawdę duże pieniądze.

Tak było do czasu, gdy na swojej drodze spotkali Franciszka G., szefa firmy „WIGA”, która rozpoczęła budowę osiedla bloków przy ulicy Raciborskiej w Rybniku.

Pan G. – rzeczowy, uprzejmy i wzbudzający zaufanie biznesmen – poprosił ich o pomoc w wykończeniu bloku.

– Staliśmy się jednymi z wykonawców tego przedsięwzięcia, zlecenie było dla firmy intratne – przypomina Kieś.

„Vectra” wykonała m.in. przyłącza kanalizacyjno-sanitarne do jednego z bloków. Faktura z grudnia 1999 roku opiewa na sumę ponad 53 tys. zł. Kolejna na ponad 17 tysięcy zł.


Biznesmen przeprasza... i tyle

Kłopoty zaczęły się, gdy przyszło do płacenia. Gotówka nie spływała, więc właściciele firmy wysłali pisemne ponaglenia, m.in. 24 lutego 2000 roku. – W bezpośrednich rozmowach Franciszek G. nas przepraszał i obiecywał, że lada dzień pieniądze nadejdą. To było jednak czcze gadanie – przypomina Bochenek.

Biznesmen G. przepraszał ich także w piśmie z 22 stycznia 2001 roku.
– Do dnia dzisiejszego nie jestem w stanie uregulować swoich zobowiązań. Powodem jest brak środków ze sprzedaży mieszkań. Do chwili obecnej sprzedałem trzy spośród 33 mieszkań – wyjaśniał w piśmie pan G.

– Sprawa zaczęła się komplikować. Bo my z kolei nie zapłaciliśmy naszym podwykonawcom. Wpadliśmy w długi, musieliśmy pozwalniać pracowników. Ostatecznie zostaliśmy zmuszeni do zawieszenia działalności – mówią przedsiębiorcy.

Po wielu nieudanych próbach odzyskania pieniędzy Bochenek i Kieś w lutym 2002 roku złożyli do Komornika Sądowego II Rewiru w Rybniku wniosek o wszczęcie postępowania egzekucyjnego w stosunku do pana G. i jego żony Haliny.

Minął rok 2002 i 2003. Sprawa się przeciągała, komornik prowadząca sprawę była bezsilna. Tymczasem przedsiębiorcy zdobywali dowody, że pan G. za plecami komornika pozbywał się majątku, byle tylko uniknąć egzekucji.

– 18 września 2001 roku do ksiąg wieczystych dokonano wpisu darowizny. To działka w Istebnej, którą G. przepisał na syna. Czyli to, czego komornik powinien przypilnować. Jeżeli pani komornik Jolanta Żołna wiedziała, że tak się stało, powinna zgłosić to do prokuratury – uważa Henryk Kieś.

To nieporozumienie

Jolanta Żołna uważa, że to jakieś nieporozumienie. – Po pierwsze, obaj panowie złożyli swoje wnioski o wszczęcie egzekucji dopiero w roku 2002. Po drugie, jeśli któryś z wierzycieli chciałby prowadzić egzekucję z tej działki, to powinien się z tym zgłosić do komornika w Cieszynie. W polskim prawie obowiązuje wyłączna właściwość miejsca położenia nieruchomości – wyjaśnia Jolanta Żołna.
Od złożenia wniosku u komornika minęły dwa lata, a na konto przedsiębiorców nie wpłynęła ani złotówka. 4 lutego 2004 roku zwrócili się do komornika o informację, na jakim etapie jest ich sprawa. – Chcieliśmy znać przyczyny bezsilności urzędnika – przypomina Bochenek.

Zarzuty dłużnika

W odpowiedzi otrzymali od pani komornik zaświadczenie o postępowaniu egzekucyjnym przeciwko panu G., który na tamten dzień był im winien 106 tys. 226 zł 87 groszy. Okazało się, że dłużnik zakwestionował oszacowanie wartości nieruchomości, która miała zostać wylicytowana – chodzi o blok przy ul. Raciborskiej. – On wykorzystuje luki prawne, ima się wszelkich możliwości, żeby przedłużyć postępowanie, a komornik się temu biernie przygląda, zamiast działać – mówi Kieś.

– Postępowanie egzekucyjne toczy się od 2002 roku, jest skierowane do nieruchomości dłużnika wartości ok. 2 mln zł – przypomina Jolanta Żołna. Od września 2002 roku nie można wyznaczyć licytacji tej nieruchomości. Dłużnikowi nie podobała się wartość wyceny nieruchomości i zgodnie z prawem odwołał się od takiej wyceny. Sprawa w sądach różnych instancji ciągnie się od września 2002 roku i dopiero w tym roku sąd zdecydował, że ostatnia wycena nieruchomości straciła aktualność i trzeba wykonać nową – mówi Jolanta Żołna.

Bez uprawomocnienia wyceny nieruchomości komornik nie mogła podjąć działań egzekucyjnych z nieruchomości dłużnika. Jak wszyscy wierzyciele, Jolanta Żołna czekała na rozstrzygnięcia sądu. Teraz, po czterech latach, sąd zobowiązał komornika do zrobienia kolejnej wyceny bloku przy ulicy Raciborskiej.

Coś drgnęło

– Teraz mogę działać. Jak najszybciej powołam biegłego, który na nowo oszacuje wartość nieruchomości. I jeśli sąd uzna wycenę za prawidłową, a Franciszek G. nie odwoła się, to pod koniec roku można będzie przeprowadzić licytację mieszkań w budynku przy ul. Raciborskiej – mówi pani komornik.

Gdyby tak się stało, wierzyciele mogliby odzyskać większość swoich pieniędzy. Jeśli natomiast Franciszek G. będzie się odwoływał w nieskończoność, a sąd będzie jego odwołania uwzględniał, to sprawa może się ciągnąć latami.

Tymczasem ta sama komornik od listopada minionego roku skutecznie ściąga znacznie mniejszy dług od... Eugeniusza Bochenka, nakazując jego pracodawcy potrącanie z pensji po 400 złotych. To kwoty przeznaczone na zaspokojenie roszczeń wierzycieli „Vectry”.

– Człowiek, który jest winien komuś miliony, może bezkarnie funkcjonować, a my spadliśmy na dno! Dla nas komornik nie potrafi odzyskać dużych pieniędzy, natomiast skutecznie odzyskuje niewielkie kwoty od nas – skarży się Eugeniusz Bochenek. – Ludzie, którzy są podejrzewani o wyłudzenia kilkudziesięciu tysięcy złotych, siedzą w aresztach. A on, z długami w wysokości ponad 3 milionów złotych, spokojnie funkcjonuje, co roku jeździ do ciepłych krajów na wakacje. To chory kraj – żali się jego wspólnik Henryk Kieś.

Obaj przedsiębiorcy tracą nadzieję, że sprawiedliwości stanie się zadość. – Zwrot naszych 105 tysięcy złotych rozwiązałby wszystkie nasze problemy. Pozwolił na uporządkowanie życia rodzinnego, na wznowienie działalności firmy – wylicza Bochenek.

– Na moim pasku z wypłatą figuruje obecnie 850 złotych netto. A wszystko przez nieudolny system, który nie potrafi ściągnąć moich pieniędzy – denerwuje się z kolei Kieś. – Nasze rodziny są w tragicznej sytuacji, naprawdę nie jest nam łatwo – komentuje Bochenek.

Franciszek G. od kilku dni jest nieuchwytny. – Szefa nie ma, wyjechał i nie można się z nim skontaktować – powiedzieli nam pracownicy jego firmy „WIGA”.

Obecnie rybnicki biznesmen jest winien pieniądze m.in. Jastrzębskiej Spółce Węglowej, bankom i wielu innym firmom z całego Śląska. – Łączne zadłużenie w 27 sprawach egzekucyjnych wynosi 3 mln 319 tys. 117 zł należności wszystkich wierzycieli, bez kosztów egzekucyjnych – mówi Jolanta Żołna.
Henryk Kieś i Eugeniusz Bochenek wpadli w długi, bo ich firma nie otrzymała od Franciszka G. pieniędzy za wykonane prace.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Rewolucyjne zmiany w wynagrodzeniach milionów Polaków

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Wróć na rybnik.naszemiasto.pl Nasze Miasto