Pijani w Rybniku: zobacz ZDJĘCIA z MONITORINGU. Kamera widzi wszystko
Szpital ich cuci, pacjenci czekają
Ze znalezionym w parku delikwentem strażnicy niewiele mogą zrobić. W mieście nie ma Izby Wytrzeźwień, więc w praktyce delikwent śpiący na ławce nie ma gdzie wytrzeźwieć. Zazwyczaj więc funkcjonariusze odwożą go na koszt rybniczan do domu. Tylko ci znajdujący się w stanie kompletnego upojenia, których stan zagraża ich życiu, przewożeni są do Izby Wytrzeźwień w odległym Chorzowie i oddawani pod fachową opiekę. I też niemało nas to kosztuje, bo w czerwcu i lipcu strażnicy na taką wycieczkę wyruszali aż 52 razy. Kolejnych 56 pijanych oddano pod opiekę rodzinie. Reszta? To zazwyczaj ci, których do momentu wytrzeźwienia przewieziono do rybnickiego szpitala. A tam zalani mieszkańcy zajmują miejsce prawdziwym chorym. - To ogromny problem. W weekendy, wieczorami, nasza sala obserwacyjna w której mamy 4 łóżka, zazwyczaj zajęta jest właśnie trzeźwiejącymi mieszkańcami Rybnika. Normalny człowiek, który się przewróci, zedrze skórę z kolana czy czoła, po opatrzeniu trafia do domu, ale pijanego odesłać nie możemy. I robi się u nas szpitalny oddział ratunkowy dla trzeźwiejących - mówi doktor Rafał Woźnikowski, szef szpitalnego oddziału ratunkowego w WSS nr 3 w Rybniku. - Tacy pacjenci często są agresywni, wulgarni. Ostatnio jeden z nich pobił naszą pielęgniarkę. Co więcej taki pobyt słono nas kosztuje. Pijanego trzeba przebadać, sprawdzić czy jego bełkot to efekt pijaństwa czy może urazu głowy, a obciążyć finansowo za pobyt niestety go już nie można - dodaje