Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

W Gaszowicach dachy zerwane a prognozy złe [WIDEO + ZDJĘCIA]

Aleksander Król
U Syrków ze Szczerbic Jezus w koronie cierniowej spogląda smutno ze ściany na pobojowisko, jakie zostawiła w ich domu piątkowa trąba powietrzna. Woda wlała się do nowej kuchni i namoczyła w holu płyty gipsowe, które Janusz z synem Sebastianem podłożył grubymi belkami, żeby nie runęły na ziemię. Te deski znaleźli w ogrodzie, bo z dachu zdmuchnęła je wichura.

Wczoraj rano nad Fabryczną w Szczerbicach, gdzie mieszkają Syrkowie, świeciło słońce, ale prognozy na najbliższe godziny, a potem i dni - jak to w upalne lato - były złe. - Strach pomyśleć, co będzie, jak przyjdzie kolejna nawałnica. Dach został zabezpieczony naprędce. Jak przyjdzie huragan, wszystko znów pozrywa - mówi nam pan Janusz.

Gdy w piątek wieczorem w Szczerbicach „nastał koniec świata”, nie było go w domu. - Byłem na treningu, na boisku, jestem wiceprezesem klubu z Ga-szowic - mówi Syrek. - Przez boisko szło morze wody, brało bramki, kulało kosze na śmieci. Potem poszło tutaj. Żona zadzwoniła do mnie już z piwnicy. Tam się ukryli. Tu już wszystko targało. Wiatr dostał się pod dach. Cały zerwało. Do środka woda leciała przez puszki, przez kable. Panele są do wyrzucenia - mówi pan Janusz, oprowadzając nas po swojej kiedyś eleganckiej kuchni. Jego żona, pani Maria, z niepokojem spogląda teraz na niebo. Po piątkowym armagedonie była na pogotowiu.

- Uratowało mnie to, że syn był w domu, bo jakby Sebastiana nie było, to zawał pewny - mówi. - Miałam wrażenie, że okna wyrywa, taki huk był. Syn próbował mnie uspokoić, mówił: „Nie przejmuj się mamo, bo nam tylko balustradę z balkonu wyrwało”. Ale po chwili, gdy wejrzał do okna, powiedział: „Chodź mamo, idziemy do piwnicy, bo dach zerwało. Trzeba się ukryć” - wspomina pani Maria i dodaje, że syn jest strażakiem - wiedział, jak się zachować. - Mąż zawsze niesie pomoc innym, teraz jemu pomagają - mówi Sara, synowa Janusza i Marii. Ona razem z dziećmi jeszcze przed nawałnicą zdążyła wyjechać na zakupy do Rydułtów.

- Obserwowałam burzę ze sklepu. Próbowałam telefonować, ale nie można było nigdzie się dodzwonić. Na szczęście dzieci były bezpieczne. Śpią teraz u mojej mamy. W naszym domu jeszcze nie były, nie widziały tej ruiny - dodaje Sara. Dziecięcy pokój urządzony jest na parterze, ale tu też trzeba było rozłożyć folię na panelach. Czy dzieciaki mogą tu bezpiecznie wrócić? Syrkowie nie wiedzą, czy w ich własnym domu można w ogóle mieszkać. - Czekamy na ocenę nadzoru budowlanego. Przez weekend mieszkaliśmy u rodziny, ale wróciliśmy. Domu nie zostawimy. Wiadomo, różnie bywa. Nie wiadomo, czy domu nie trzeba będzie rozebrać - mówi pan Janusz. - Całe życie się oszczędzało, całe życie na pożyczkach, tylko mąż pracował, bo ja chora, a teraz taka katastrofa. Za co to wyremontujemy? Przecież nie starczy tych 6 tysięcy złotych, które obiecał wojewoda, a gmina biedna - zauważa pani Maria. - 5 minut i człowieka nie ma - dodaje pan Janusz. Ich dom był ubezpieczony, ale ubezpieczyciel póki co nie zjawił się w Szczerbicach. - Powiedzieli, żeby niczego nie ruszać. Zostawić tak jak jest. To co? Nie mieliśmy nawet zakładać folii, żeby deszcz nie lał się do środka? - zastanawiają się Syrkowie. - Synowa dzwoniła do ubezpieczyciela, to ją zapytali, czy w 6 tys. zmieścimy się z remontem? Oni nie zdają sobie sprawy z tego, co tu się stało - dodaje pani Maria.

Na Fabrycznej w Szczerbicach trąba powietrzna zerwała cztery dachy. U sąsiadów też zaklinali wczoraj pogodę. Walczyli z czasem. Artur Kiermacz, sąsiad pana Janusza i pani Marii, zakasał rękawy i nie czekając na wizytę ubezpieczyciela uruchomił betoniarkę. - My już mamy całość obmurowaną i wylewka na dachu już zrobiona. Od razu wzięliśmy się do roboty. Szybko, szybko, żeby jak najmniej szkód było - mówi pan Artur spoglądając w niebo. U Kiermaczów pospolite ruszenie. - Szef z pracy był, zaoferował auto, przyjechał kumpel i wujek, a przyszły szwagier przywiózł agregat, żeby w rękach nie mieszać malty, bo prądu nie było. Dopiero w niedzielę zrobili. Od razu w sobotę my to murowali - mówi pan Artur. Niepokoił się, że czas ucieka. Bo jeszcze dach nie jest skończony. Bo jak znów przyjdzie nawałnica, wszystko trzeba będzie zaczynać od nowa.

W całej gminie Gaszowice i Lyskach trwa liczenie strat. W urzędzie ustawiają się kolejki poszkodowanych mieszkańców liczących na pomoc. Doraźne środki w wysokości do 6 tys. zł przysługują tym, których domostwa ucierpiały najbardziej. Do pomocy nie kwalifikują się np. uszkodzone budynki gospodarcze czy połamane drzewa. Pomoc będzie wypłacana po oględzinach urzędników. Poszkodowani mogą się zgłaszać do OPS w Gaszowicach (ul. Rydułtowska 1), a w Lyskach w UG do dziś, do godz. 11.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Jak globalne ocieplenie zmienia wakacyjne trendy?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na rybnik.naszemiasto.pl Nasze Miasto