Śmiejemy się z władzy, która sugeruje nauczycielom płodzić dzieci i dorobić sobie z 500 plus

Nie obrażajmy się na nauczycieli, że nie chcą zarabiać mniej niż pracownicy marketów. Nie powtarzajmy komunałów, że „pracują tylko po kilka godzin dziennie”. To kompletna bzdura.

Gdy większość z nas po wyjściu z firmy – zakładu, biura, sklepu - zapomina o pracy, oni w ogóle z niej nie wychodzą . I nie chodzi jedynie o „poprawianie kartkówek” przy wieczornej herbacie. Dobrzy pedagodzy przenoszą pracę do swoich domów, żyjąc niemal cały czas problemami swoich uczniów. Z naszymi dziećmi spędzają często więcej czasu niż my sami. Uczą nasze maluchy nie tylko budowy pantofelka, ale też - a może przede wszystkim – życiowych postaw. Zostawiają w dzieciach ważny ślad, który rzutuje na całe życie młodych.

Dlaczego wybieramy dla naszych pociech najlepsze kluby sportowe i kursy językowe, a nie zależy nam na tym, by w szkołach zajmowali się nimi najlepsi nauczyciele? Naprawdę chcemy, by ci z powołania, słabo opłacani, odeszli z zawodu?

Śmiejemy się z władzy, która sugeruje nauczycielom płodzić dzieci i dorobić sobie z 500 plus. Lecz to nie jest śmieszne, to jest żałosne i smutne jednocześnie. Poniżane dotąd niskimi zarobkami grupy zawodowe – wśród nich nauczyciele – powinny dostać podwyżki, tak jak wsparcie dostają polskie rodziny. W przypadku nauczycieli możemy być pewni, że dodatkowe pieniądze spożytkują z sensem. Owszem, też wydadzą je szybko i też w sklepie. Lecz na pewno nie monopolowym, raczej w księgarni.