Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Rybnik: Nasze dzieci wciąż kupują dopalacze

Arek Biernat
Na nic zdają się kontrole policji, sanepidu i apele Dziennika Zachodniego. Dopalacze wciąż można kupić w Rybniku. Co gorsza, kupuje je nadal młodzież, mimo ostrzeżeń w szkołach.

Tydzień po publikacji na łamach Dziennika Zachodniego artykułu o sprzedaży dopalaczy w Rybniku nic się nie zmieniło. Sklep przy ulicy Powstańców Śl. jak był czynny przez siedem dni w tygodniu, tak jest otwarty nadal. A podejrzane produkty wciąż można dostać spod lady, pod przykrywką towaru kolekcjonerskiego.

Jest jedna różnica. Nazwy "Orange Fire", czy "Black Fire" zmieniły się na inne. Przy wejściu do parku (naprzeciw bazyliki) znów natrafiliśmy na czarne saszetki teraz o nazwie "Niebieski ogień". Jak ułomne jest nasze prawo, świadczy sposób wprowadzenia towaru do obiegu. Wystarczyło na starą nakleję z napisem "Black Fire" nakleić nową z nazwą "Niebieski ogień"! Natomiast z tyłu opakowania zniknął już adres firmy.

Jak udało nam się dowiedzieć żadne służby nie planują w najbliższym czasie "nalotu" na sklep. Wszystko z prostej przyczyny. Nikt nie ma pieniędzy na drogie badania laboratoryjne zabezpieczanych produktów. Tylko przebadanie 6 próbek pod kątem wykrycia tzw. "środków zastępczych" kosztuje około 4 tysięcy zł.

Jednak zarówno w policji, jak i sanepidzie podają jeszcze jeden argument przeciw nalotom. Nic one nie dają ze względu na luki w przepisach, które wykorzystuje właściciel punktu. Po zabezpieczeniu jednej puli produktów, wprowadza on kolejne (te same) do obiegu pod nową nazwą. I tak w kółko. Wszystkie decyzje sanepidu powodują odwołania właściciela, które są oddalane i przekazywane do sądów. W dalszym ciągu żadna ze spraw nie została jeszcze zakończona. Może kara miliona złotych (maksymalna w takiej sprawie) może dałaby cokolwiek do myślenia sprzedawcom dopalaczy.

A tak handel w dalszym ciągu kwitnie. Młodzież nadal chętnie odwiedza punkt w Rybniku. Przez jednego z "wtajemniczonych młodzieńców" został zaczepiony pod sklepem nasz dziennikarz. - Chodź pokażę ci jak to działa. Masz fajki? Zmieszamy tytoń z tym czymś, zapalisz ze mną i dowiesz się, jaki jest po tym odlot - mówił młodzian w wieku około 16 lat. Młodzież spożywa (pali) dopalacze nie tylko w parku przy bazylice, ale także na "Ścieżce prof. Libury", łączącej ulice: Powstańców Śl. i Na Górze.

Wszystko dzieje się mimo apeli nauczycieli w rybnickich szkołach. - W programach profilaktycznych szkół jest poruszana tematyka narkotyków, alkoholu oraz dopalaczy. Nauczyciele na lekcjach wychowawczych rozmawiają na te tematy z młodzieżą - tłumaczy Lucyna Tyl, rzeczniczka rybnickiego magistratu. Po naszym artykule sprzed tygodnia w szkołach przeprowadzono kolejne pogadanki.

Na dopalacze narzekają również właściciele sklepów przy ul. Powstańców Śl. Twierdzą, że w godzinach wieczornych pełno tu dziwnie zachowującej się młodzieży. Kiedy to się skończy?

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Jak globalne ocieplenie zmienia wakacyjne trendy?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na rybnik.naszemiasto.pl Nasze Miasto