Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Przez koronawirusa część górników może zostać skoszarowana. Wszystko po to, aby utrzymać kopalnie w ruchu

Arkadiusz Biernat
Arkadiusz Biernat
Kopalnie mają plan awaryjny na wypadek rozprzestrzeniania się koronawirusa
Kopalnie mają plan awaryjny na wypadek rozprzestrzeniania się koronawirusa Arek Biernat
Kopalni nie da się zamknąć jak fabrykę samochodów. Z powodu koronawirusa rozważany jest plan awaryjny. Polega na skoszarowaniu pracowników, których zadaniem byłoby utrzymanie ruchu. To ostateczność, dziś kopalnie fedrują normalnie.

Koronawirus w górnictwie? Kopalnie mają plan awaryjny

Kopalnie zatrudniające dziesiątki tysięcy osób nie obowiązują rządowe ograniczenia z powodu koronawirusa SARS-CoV-2. Scenariusz ich zamknięcia i całkowitego postoju nie jest brany pod uwagę. To nie fabryka, którą można zamknąć na cztery spusty, a kiedy kurz opadnie wrócić do produkcji.

Pod powierzchnią wszystko pracuje. Ściany muszą być utrzymywane, żeby kolokwialnie się nie zacisnęły. Do tego kontrola temperatury (przeciwdziałanie pożarom), wentylacja, pompowanie wody z podziemnych zalewisk. Kilka tygodni bez prac oznaczałby koniec wydobycia i samych kopalni. Do tego nikt nie chce dopuścić. Stąd wprowadzone środki ostrożności.

Mimo wielu absencji z powodu zwolnienia chorobowego czy opieki nad dzieckiem, kopalnie fedrują i to pełną mocą. A co gdyby przybyło masowo l4 lub zakażeń koronawirusem SARS-CoV-2 wśród górników?

W przypadku zaistnienia szczególnej sytuacji, dla zachowania bezpieczeństwa, rozważane jest też skoszarowanie osób o szczególnych kwalifikacjach, w tym pracowników obsługi urządzeń szybowych, dyspozytorni oraz specjalistów, czy osób posiadających odpowiednie uprawnienia.

W skali kopalni jest to od kilkudziesięciu do ponad 100 pracowników. Na jakiś czas mieliby pracować, ale i spać na terenie zakładu. Takie przypadki będą rozpatrywane przez zarządy spółek na podstawie wniosku dyrektora kopalni. Skoszarowaniu nie podlegałaby załoga związana bezpośrednio z produkcją.

- Na listach znajdują się najbardziej doświadczeni pracownicy. Chodzi o to, aby byli zdolni do pracy w różnych miejscach i warunkach. Nie możemy pozwolić na utratę jednej czy dwóch ścian, to byłby dramat, a nawet koniec kopalni. Plan awaryjny to ostateczność, musimy zrobić wszystko, aby do tego nie doszło. Stąd środki ostrożności - słyszymy od pracownika kopalni Jankowice ruchu ROW należącej do Polskiej Grupy Górniczej.

Podkreślmy, to jednak ostateczność i plan awaryjny. Na dziś kopalnie pracują normalnie z zachowaniem środków ostrożności. Co ważne, w tej trudnej sytuacji dla polskiego górnictwa, są jeszcze miejsca na zwałach. Dobrą informacją jest to, że sprzedaż węgla całkowicie nie zamarła i realizowane są też odbiory. Choć też nie ma co mówić o wielkim komforcie. Sytuacja jest trudna.

Środkami ostrożności w koronawirusa

Już jakiś czas temu spółki górnicze w Polsce zgodnie z zaleceniem wiceministra wprowadziły nowe zasady organizacji pracy w kopalniach i zakładach górniczych.

Do takich działań należy zaliczyć m.in.: ograniczenie do niezbędnego minimum wszelkiego rodzaju odpraw, spotkań i narad, prowadzenie ciągłej akcji informacyjnej w zakresie właściwego sposobu postępowania, pomiar temperatury pracownikom przychodzącym do pracy, utworzenie listy pracowników niezbędnych do zapewnienia minimalnego ruchu zakładu górniczego, sprawowanie szczegółowego nadzoru nad zaopatrzeniem pracowników w środki ochrony osobiste (m.in. maski ochronne), informowanie pracowników powracających z zagranicy o obowiązku kontaktu ze Stacją Epidemiologiczno-Sanitarną czy wyznaczenie specjalnych miejsc dla osób podejrzanych o zarażenie.

Spółki górnicze powołały sztaby kryzysowe, które decydują o dalszym postępowaniu wewnątrz spółki, wprowadzaniu ograniczeń i zmian w zakresie organizacji pracy oraz zapewnieniu właściwej ilość środków ochrony osobistej i dezynfekcji.

- Na posiedzeniu specjalnego zespołu ds. zagrożeń uzgodniliśmy ramowe wytyczne dla wszystkich spółek górniczych. Jednak szczegółowe zasady organizacji pracy poszczególnych kopalń i zakładów górniczych określają dyrektorzy kopalń przy akceptacji zarządów spółek - mówi Adam Gawęda, wiceminister w Ministerstwie Aktywów Państwowych.

W ostatnich dniach Jastrzębska Spółka Węglowa na posiedzeniu sztabu kryzysowego przyjęła nowe zasady organizacji przechodząc z systemu cztero na trzy zmianowy z równoczesnym dostosowaniem czasu pracy do potrzebnych przerw na dezynfekcję łaźni czy lampowni. Czy to idealne rozwiązanie? Niektórzy powątpiewają z powodu kolejek przy bramach i tłoku w samym zakładzie (np. w łaźniach). Może to tylko kwestia lepszej organizacji w kolejnych dniach? Czas pokaże.

- Jest to decyzja poprzedzona pogłębioną analizą oraz wymuszona sytuacją poszczególnych kopalń. Podkreślam, każda ze spółek górniczych ma swoje uwarunkowania i jest inna. Dlatego to właśnie sztaby kryzysowe mają kompetencje do podejmowania wiążących decyzji i działań w spółce, zmierzających do ograniczenia ryzyka rozprzestrzenienia się koronawirusa - powiedział Adam Gawęda, Sekretarz Stanu w MAP.

W kopalniach Polskiej Grupy Górniczej taki scenariusz nie jest brany pod uwagę. Górnicy z PGG przyznają wprost, że to tylko kumuluje pracowników na bramach wejściowych i łaźniach, co w przypadku zakażenia, może tylko pomóc w rozprzestrzenianiu koronawirusa.

- Na Marcelu mamy 12 zjazdów, w Rydułtowach bodaj 16. W pozostałych kopalniach ROW też rozbite są poranne zmiany, bo wtedy jest najwięcej osób. To wydaje się być w tym momencie najlepszym rozwiązaniem. Minimalizujemy kumulację pracowników w określonych porach i miejscach. Mniej osób też zjeżdża w jednym momencie. Pojawiają się zarzuty, że wciąż bywa tłoczno. Trzeba jasno powiedzieć, nie da się zwozić na dół po dwie osoby. To niemożliwe. Staramy się ograniczać ryzyko jak się da na bieżąco. Trudno w tej chwili powiedzieć co jeszcze można by zmienić. Należy reagować na bieżąco- słyszymy na Marcelu.

Oczywiście, wsłuchując się w głosy górników (z różnych spółek) nie wszędzie i wszystko działa tak jak należy. Wielu wciąż zgłasza uwagi i obawy. Dochodzą sygnały o zatłoczonych szolach w niektórych śląskich kopalniach, czasowych brakach płynów do dezynfekcji czy kolejkach przy bramach i problemach z pomiarem temperatury. To wyzwanie dla spółek górniczych, które muszą zrobić wszystko, aby zapobiec epidemii wśród pracowników.

Jednak wciąż dużo zależy też od świadomości samych górników, ich przełożonych w zakładach i osobach dbających o przestrzeganie środków ostrożności. Każdy musi przykładać się do zasad i minimalizować ryzyko na tyle, na ile się da w kopalnianych realiach.

- Jeśli ktoś czuje się przeziębiony czy chory, to powinien zostać w domu i skontaktować się z lekarzem. Należy dezynfekować ręce, ograniczać kontakty na ile się da. To nie problem "dniówki" pracownika, ale w grę wchodzi przyszłość miejsc pracy. Stąd ciągłe akcje informacyjne i apele. Dla niektórych to śmieszne, zbędne, ale to bardzo ważne. - słyszymy w jednej ze śląskich kopalni.

Jakie będą dalsze kroki górniczych spółek? To zależy od sytuacji epidemicznej w kraju, na kopalniach, ale także na rynkach energetycznych. Jak słyszymy, trwa analiza sytuacji. Ewentualne rozwiązania mają wprowadzane na bieżąco adekwatnie do zmieniających się warunków.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Jak działają oszuści - fałszywe SMS "od najbliższych"

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na wodzislawslaski.naszemiasto.pl Nasze Miasto