MKTG NaM - pasek na kartach artykułów

Pracownicy czekają na pieniądze, które od półtora roku leżą na koncie firmy

karina sieradzka
Po zakończeniu rozprawy pracownicy długo dyskutowali przed gmachem rybnickiego sądu. KARINA SIERADZKA
Po zakończeniu rozprawy pracownicy długo dyskutowali przed gmachem rybnickiego sądu. KARINA SIERADZKA
Prawie trzydziestu pracowników zlikwidowanego zakładu pracy chronionej Lumian w Rybniku-Chwałowicach od półtora roku czeka na należne im wypłaty i odprawy.

Prawie trzydziestu pracowników zlikwidowanego zakładu pracy chronionej Lumian w Rybniku-Chwałowicach od półtora roku czeka na należne im wypłaty i odprawy. Mimo że Państwowa Inspekcja Pracy i sąd nie mają wątpliwości co do zasadności tych roszczeń, pieniędzy nadal nie ma. Wczoraj w wydziale grodzkim rybnickiego Sądu Rejonowego odbyła się kolejna rozprawa pośrednio dotycząca tej sprawy.


Są, ale ich nie ma

Takich rozpraw w różnych sądach było już wiele. Tym razem przeciwko Lucjanowi H. i Mirosławowi G. wystąpił oskarżyciel publiczny, czyli Państwowa Inspekcja Pracy. Oskarżycielami posiłkowymi są byli pracownicy firmy, wszyscy mają grupę inwalidzką. Z trudem mieścili się wczoraj w sali sądowej.

Największym absurdem w całej tej sprawie jest to, że pieniądze, o które walczy załoga, są na koncie firmy, jednak polecenia przelewów podpisać muszą obaj współwłaściciele byłego zakładu. A oni nie potrafią dojść do porozumienia. Konto spółki nadal istnieje, choć rzekomo jest zablokowane. Wypłatę byłym szefom może nakazać sąd pracy, jednak ten zawiesił postępowanie do czasu zakończenia innej sprawy. Dotyczy ona ustalenia, kiedy w rzeczywistości firma przestała istnieć. Panowie mają tu rozbieżne zdania, od dawna toczą z tego powodu ciężkie boje. Przez lata byli współwłaścicielami, potem jeden z nich trafił na pół roku do szpitala.


Jeden na drugiego

Jak opowiadają ludzie, drugi chciał w tym czasie przejąć firmę. Nie udało mu się i rozgorzał spór. W sierpniu 2002 roku jeden z nich poszedł do rybnickiego magistratu i jednoosobowo zażądał wypisania spółki z ewidencji działalności gospodarczej. Część osób zaczęła otrzymywać wypowiedzenia, potem znów przywracano je do pracy. W końcu ludzie już nie wiedzieli, który z szefów mówi prawdę, a który kłamie. Wreszcie doszło do tego, że w październiku nie otrzymali wypłat. A w grudniu ostatecznie firma przestała istnieć.

- Nas nie obchodzi pranie ich brudów, my chcemy swoje pieniądze - grzmieli ludzie na sądowym korytarzu. Większość z nich ma niezwykle trudną sytuację finansową. Stracili pracę, nie dostali pieniędzy, a rachunki trzeba płacić. Jednej z byłych pracownic firmy grozi eksmisja, bo nie ma z czego płacić za mieszkanie. - Oni się nie przejmują, bo mają z czego żyć. Opowiadają bzdury, kłócą się. Raz jeden mówi, że chce wypłacić, to drugi nie. I tak na okrągło, już półtora roku - oburzali się ludzie.

Dawniej firma świetnie prosperowała. Większość załogi pamięta stare czasy, gdy robota szła na trzy zmiany, bo tyle było zamówień. - Szyliśmy odzież, głównie roboczą i obszywaliśmy ręczniki. To był wspaniały zakład - wspominają ludzie. Dobrze wiodło się i podwładnym, i szefom. Pokupili sobie nowe samochody, warunki pracy były wymarzone: na miejscu była jadalnia, łazienki, dyżurowała pielęgniarka. W takich wspaniałych warunkach niektórzy przepracowali nawet po 10 lat. Dziś firma zamknięta jest na cztery spusty, wszędzie porasta gęsta trawa, zaczynają już też powoli grasować tu wandale: wyrywają sztachety z płotu, malują sprejem budynek.

- Kiedyś to było nie do pomyślenia, to było tak zadbane miejsce jak żadne inne, trawa zawsze była wykoszona, wszędzie czyściutko. A dziś co? - pytają członkowie dawnej załogi.


Pieniądze przepadną?

Ich byli szefowie nie muszą się martwić, co do garnka włożyć: jeden z nich przebywa na zwolnieniu lekarskim, a żona drugiego otworzyła konkurencyjną firmę jeszcze wtedy, gdy istniał Lumian. Ludzie zapytali więc wczoraj w sądzie o to, kiedy i czy w ogóle dostaną swoje pieniądze. Usłyszeli, że ta sprawa nie dotyczy wypłaty, że jest to sprawa o ukaranie ich byłych szefów. - To do kogo mamy się zwrócić? - pytali bezradnie pokrzywdzeni. - Czy my w ogóle dostaniemy nasze pieniądze, czy one nam nie przepadną? - martwili się. Wreszcie stwierdzili, że chyba muszą wynająć windykatora i w ten sposób ściągnąć pieniądze od Lucjana H. Na to oburzony (!) obrońca zażądał zaprotokołowania tych słów jako groźby pod adresem swojego klienta.

od 7 lat
Wideo

Młodzi często pracują latem. Głównie bez umowy

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na rybnik.naszemiasto.pl Nasze Miasto