Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Nieludzki pochówek

Alina Kucharzewska
Beata Przychodzka przy grobie narzeczonego.
Beata Przychodzka przy grobie narzeczonego.
Nie było krzyża. Rodzina została wpuszczona na cmentarz tylnym wejściem, którym zazwyczaj wjeżdża śmieciarka. Wikary nie wiedział nawet jak nazywa się zmarły. Ceremonia trwała 10 minut.

Nie było krzyża. Rodzina została wpuszczona na cmentarz tylnym wejściem, którym zazwyczaj wjeżdża śmieciarka. Wikary nie wiedział nawet jak nazywa się zmarły. Ceremonia trwała 10 minut. Tak wyglądał pogrzeb Ryszarda Siodmoka z Krzyżkowic, dzielnicy Pszowa. – Potraktowali go jak psa! – płacze Beata Przychodzka, jego narzeczona.

– Proboszcz powiedział, że go nie pochowa, bo nie chodziliśmy do kościoła oraz, że urny z prochami nie wolno wnosić na ołtarz – skarży się Przychodzka.

– Nie będę się tłumaczył – uciął rozmowę z DZ ks. Ryszard Anczok, proboszcz parafii Najświętszego Serca Jezusa.

W Kurii Metropolitalnej w Katowicach umywają ręce: – To od sumienia księdza zależy, czy chce odprawić mszę za zmarłego – usłyszeliśmy.

Beata Przychodzka i Ryszard Siodmok od siedmiu lat mieszkali razem w Krzyżkowicach. Oboje byli rozwodnikami. W styczniu tego roku wyjechali do Niemiec – do pracy. Tam też we wrześniu mieli się pobrać. Beata wróciła do kraju po wymagane dokumenty, kupiła obrączki i załatwiała formalności związane ze ślubem cywilnym. W czerwcu 44-letni Ryszard poważnie zachorował. Wrócił więc do domu. Kilka dni spędził w rydułtowskim szpitalu. Lekarze podejrzewali niewydolność serca. Choroba postępowała bardzo szybko. Nie mógł chodzić. Zrozpaczona kobieta postanowiła zabrać narzeczonego na leczenie do Niemiec. Niestety, 6 października zmarł.

W Niemczech ciało narzeczonego poddano kremacji. Beata Przychodzka chciała pochować prochy na krzyżkowickim cmentarzu, obok jego rodziny. Proboszcz stwierdził jednak, że nie chodzili do kościoła, potem zażądał dokumentu z ostatniego namaszczenia. Nie zgodził się odprawić mszy za zmarłego przed pogrzebem.

– W niemieckich szpitalach nie wydają zaświadczenia o namaszczeniu, więc nie miałam tego dokumentu – tłumaczy pani Beata.

Proboszcz zaproponował, że msza będzie, ale po pochówku. – Odpowiedziałam, że mój narzeczony to nie pies, tylko człowiek, w tym kościele ochrzczony. Był wierzącym katolikiem. Mieszkaliśmy za granicą, nie mogliśmy chodzić do tutejszego kościoła. Czy to tak trudno zrozumieć? – pyta.

Ostatecznie msza za zmarłego odbyła się 2 listopada na tzw. pszowskiej kalwarii. Po niej bliscy zmarłego poszli na krzyżkowicki cmentarz. Nie mogli jednak wejść tam główną bramą od strony kościoła.

– Musieliśmy wejść z tyłu, bramą, pod którą zwykle podjeżdża śmieciarka – żali się pani Beata. Bramy nie można było otworzyć, bo stały za nią dwa kontenery na śmieci. Strażacy pomogli nam odsunąć pojemniki. – Czułam się wtedy strasznie! Jak można tak potraktować człowieka? Nie było krzyża, wikary nie wiedział, jak zmarły się nazywa, a cały pochówek trwał zaledwie 10 minut – wylicza kobieta.

Dlaczego proboszcz krzyżkowickiej parafii postąpił w ten sposób? – Prawo kanoniczne nie pozwala przynosić urny z prochami na ołtarz. Poza tym ten człowiek był rozwodnikiem i przez 20 lat nie przyjmował sakramentów świętych – twierdzi ks. Ryszard Anczok. Nie potrafił jednak określić, który punkt prawa kanonicznego zabrania wnoszenia urny do kościoła. Jest proboszczem w parafii krzyżkowickiej zaledwie od dwóch lat, więc nie może wiedzieć kto i od kiedy nie chodził do kościoła.

– Nie będę się tłumaczył, to jest sprawa moralności – uciął ksiądz rozmowę z DZ.

Ksiądz Józef Pawliczek z metropolitalnej archidiecezji katowickiej nie widzi żadnych nieprawidłowości w działaniach ks. Anczoka.

– To od sumienia księdza zależy, czy chce odprawić mszę za zmarłego. Nie można posądzać go o to, że kierował się uprzedzeniami – tłumaczy duszpasterz. Jak dodaje, prawo kanoniczne nie zabrania wnoszenia urny do kościoła.

– Proboszcz nie miał więc racji. Myślę, że w tym przypadku liczyło się jednak, czyje to były prochy – mówi ks. Pawliczek. Wyjaśnia, że w określonych przypadkach przewidziane są uproszczone formy pogrzebu, po którym dopiero następuje nabożeństwo. – Proboszcz musi mieć pewność, że zmarły przed śmiercią okazał znak pokuty i pojednania z Kościołem. Dlatego też miał prawo zażądać zaświadczenia o ostatnim namaszczeniu – wyjaśnia ks. Józef Pawliczek.

Beata Przychodzka jest zdumiona takim tłumaczeniem: – Narzeczony zmarł zupełnie niespodziewanie. Nikt nie zawiadomił mnie telefonicznie o jego śmierci. Dowiedziałam się o tym dopiero, gdy przyszłam do szpitala. Decydującym powodem jest jednak to, że ani ja, ani on, nie znaliśmy języka niemieckiego. Po śmierci Rysia załamałam się psychicznie i nie miałam głowy pytać o dokumenty z namaszczenia – dodaje.

Mieszkańcy Krzyżkowic niechętnie komentują zachowanie proboszcza. – Ryszard był chrzczony w tym kościele, to i mszę pogrzebową powinien w nim mieć – komentuje sprawę Franciszek Bojarski, jeden z mieszkańców wsi. – Nieważne, czy systematycznie uczęszczał do kościoła. Mógł być lepszym katolikiem, niż ci, co chodzą tam w każdą niedzielę. •



U sąsiadów bez kłopotu

W sąsiednim Rybniku nie ma problemu z pochówkami zmarłych po kremacji. Ks. Franciszek Radwański, proboszcz parafii Matki Boskiej Bolesnej, mówi, że zgodnie z zasadami prawa kanonicznego nie ma żadnych przeciwwskazań, by to robić. Na terenie rybnickiego cmentarza komunalnego od kilku lat funkcjonuje kolumbarium. – W tym roku w naszej parafii były cztery takie pogrzeby. Odbyły się one dokładnie na takich samych zasadach, jak tradycyjne pochówki – mówi ksiądz.



Co na to prawo kanoniczne

  • „Pogrzeb kościelny, w którym kościół wyprasza duchową pomoc zmarłym, okazuje szacunek ich ciału i równocześnie żywym niesie pociechę nadziei, należy odprawić z zachowaniem przepisów liturgicznych.” (Rozdział 2 kanonu 1176 „Prawa kanonicznego”)

  • Według katechizmu kremacja, czyli spalenie ciał ludzkich, była zabroniona do 1964 r. Uchodziło to za znak niewiary i zaprzeczenie zmartwychwstania. Obecnie Kościół zezwala na tę formę pogrzebu.
  • od 7 lat
    Wideo

    Konto Amazon zagrożone? Pismak przeciwko oszustom

    Dołącz do nas na Facebooku!

    Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

    Polub nas na Facebooku!

    Kontakt z redakcją

    Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

    Napisz do nas!

    Polecane oferty

    Materiały promocyjne partnera
    Wróć na rybnik.naszemiasto.pl Nasze Miasto