Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Najgorszy dzień w ich życiu

Mirosława Książek
Katarzyna Glenc po śmierci męża znalazła się w bardzo trudnej sytuacji. Na zdjęciu obok jej dzieci Dominik (z lewej) i Kasia, które wciąż przebywają w szpitalu.
Katarzyna Glenc po śmierci męża znalazła się w bardzo trudnej sytuacji. Na zdjęciu obok jej dzieci Dominik (z lewej) i Kasia, które wciąż przebywają w szpitalu.
Ośmioletni Patryk nie widział brata od chwili wypadku. Co ma sobie myśleć, gdy koledzy w szkole mówią, że Dominik już nie żyje? Dzień swoich imienin, Katarzyna Glenc zapamięta do końca życia.

Ośmioletni Patryk nie widział brata od chwili wypadku. Co ma sobie myśleć, gdy koledzy w szkole mówią, że Dominik już nie żyje?

Dzień swoich imienin, Katarzyna Glenc zapamięta do końca życia. Choćby nie wiem jak starała się zapomnieć. Pamięta, że padał śnieg, gdy z policjantami przyjechała do szpitala. Lekarze zaprowadzili ją do córki. Pięcioletnia Iza miała twarz zalaną krwią i opuchniętą od wybitego zęba szczękę. Katarzyna prawie jej nie poznała.

Kiedy minął pierwszy szok, lekarze powiedzieli, że Iza jest w najlepszym stanie... Jej brat, czteroletni Dominik, który leżał piętro wyżej, właśnie miał usuwaną śledzionę, a mąż Kasi leżał piętro niżej. W szpitalnej kostnicy...

Przedszkole było daleko

Kasia Glenc przyjmuje nas w malutkim, chłodnym pokoju na piętrze domu teściów w wodzisławskiej Zawadzie. Pomieszczenie jest do granic możliwości wypełnione meblami - na małej powierzchni stoją rogówka, fotel i piętrowe łóżko.

W kącie grzeje żeliwny piecyk, ściany są okopcone od dymu. Na stoliku jeszcze niedokończone śniadanie, za szybą meblościanki kilkanaście czarno-białych i kolorowych zdjęć: Kasia jako mała dziewczynka, córka Iza i syn Dominik poprzebierani na przedszkolnym balu. I ojciec dzieci, Zdzisław, w wojskowym mundurze.

- W wojsku był tylko dwa miesiące. Jeszcze przed przysięgą rozchorował się na żołądek - wspomina Kasia.

Byli małżeństwem od ośmiu lat, mają trójkę dzieci. W feralny poniedziałek, 13 lutego 2006 roku, 31-letni Zdzisław odwoził dzieci starym maluchem do przedszkola. Najstarszy, ośmioletni Patryk, wysiadł przy podstawówce w Zawadzie. Maluchy pojechały z tatą dalej, aż do Jedłownika.

- Dostałam pracę we wrześniu, gdy w naszym przedszkolu był już komplet. Do Jedłownika było dalej, ale mieliśmy samochód, więc nie widziałam problemu - opowiada Kasia.

W "maluchu" nie mieli szans
29-letniego "malucha" kupili od przyjaciółki Kasi, Magdy. Spłacali go na raty, w zależności od tego akurat mogli wydać. Ten samochód to był ich największy luksus. Katarzyna i Zdzisław pracowali dorywczo w wodzisławskim Kauflandzie. Noc przed wypadkiem spędzili w sklepie na inwentaryzacji. Nad ranem wrócili do domu. Zdzisław zjadł śniadanie i pojechał z dziećmi.

Z relacji policji wynika, że przed godziną 8. rano, na ulicy Pszowskiej, zielony fiat 126 p. na bardzo śliskiej nawierzchni wpadł w poślizg i uderzył w jadącego przed nim busa. Kierowca "malucha" zmarł niemal natychmiast po przewiezieniu do szpitala. Czteroletniego Dominika zaraz po pierwszej operacji karetka zabrała z Wodzisławia do Katowic. Miał złamaną lewą nogę, obrażenia wewnętrzne i strasznie pokiereszowaną głowę.

Pięcioletnia Iza ze złamaną nogą, ręką, wybitym zębem i siniakiem na głowie pojechała do Rybnika-Orzepowic. Przebywa tam do dziś - złamana z przemieszczeniem noga goi się dobrze, ale będzie wymagała długiej rehabilitacji.

Czekanie na rezonans
Do Dominika Kasia jeździ raz w tygodniu. Zawsze stara się zostać z synem przez kilka dni. - Wreszcie się wybudził, może już nawet samodzielnie jeść. Ale otwiera buzię tylko wtedy, gdy ja go karmię - mówi Kasia.

Na najbliższą wizytę Kasia pakuje do torby rodzinne zdjęcia. Chce je pokazać Dominikowi, sprawdzić, czy pamięta twarze najbliższych. Katarzyna, chociaż udaje twardą, panicznie boi się, że po tym wypadku jej czteroletni synek może być niepełnosprawny.

- Miał opuchnięty mózg. Nadal nie wiadomo, czy widzi na lewe oko i słyszy na lewe ucho. Na razie nic nie mówi. Lekarze czekają, aż zejdzie opuchlizna, żeby zrobić mu rezonans magnetyczny. Wciąż nie wiem, ile on pamięta z przeszłości, z tego co się działo przed wypadkiem - martwi się matka.

Mamo, wypisz mnie ze szkoły

W drodze pomiędzy jednym i drugim szpitalem Kasia musi jeszcze zajrzeć do najstarszego Patryka. Syn niedawno dostał zapalenia płuc, opiekuje się nim siostra Zdzisława. Ośmiolatek na razie jako jedyny z rodzeństwa wie, że ich tata nie żyje.

Płacze tylko w szkole, nigdy w domu. Też stara się być twardy, tak jak mama.

- Tłumaczył mi, że przed mamą musi być silny, żeby ona też była silna - opowiada Magdalena Gajda, najlepsza przyjaciółka Kasi.

Patryk ostatnio nie chce chodzić do szkoły. Prosił mamę, żeby go wypisała, bo w szkole dzieci mówią różne rzeczy, które w domu słyszały od swoich rodziców. Na przykład, że Dominik już nie żyje.

- Patryk nie widział brata od chwili wypadku. Co ma sobie myśleć, gdy słyszy coś takiego? - pyta matka.

Ludzie pomagają

Kasia tuż po wypadku mogła liczyć na pomoc dobrych ludzi. Do katowickiego szpitala, w którym leży Dominik, wożą Kasię znajomi i rodzina jej męża. Do Izy, która leży w rybnickim szpitalu, przyjeżdżają rodzice i dzieci z przedszkola w Jedłowniku. Pomoc zadeklarowała też właścicielka firmy, której pracownik jechał busem, z którym zderzył się Zdzisław Glenc.

Miejscy urzędnicy przyspieszyli procedurę przyznawania mieszkania komunalnego, na które Katarzyna czeka od trzech lat. Kilka osób pomogło finansowo. Ale pieniądze to wciąż największy problem niezamożnej rodziny. Tym bardziej, że pojawiły się już osoby, które chcą żerować na nieszczęściu Glenców - do Katarzyny dzwonią firmy, które pośredniczą w odzyskiwaniu odszkodowań. Oczywiście za sowitą prowizją.

- Gdy ostatnio byłam u Izy w szpitalu, dała mi ulotkę, którą zostawił jej jakiś pan, żeby oddała mamusi. Gdybym go dostała w swoje ręce, udusiłabym - denerwuje się Katarzyna.

Jedyne, na co liczy, to polisa z ubezpieczenia samochodu. Ale choć od wypadku minęły ponad trzy tygodnie, prokuratura nie przesłała jeszcze wyników badania krwi Zdzisława. A bez tego o żadnym odszkodowaniu nie ma mowy...

Możesz pomóc!

Katarzyna Glenc nie ma stałej pracy, ani własnego mieszkania. Nie ma prawa do zasiłku dla bezrobotnych, jej jedyne dochody to zasiłek rodzinny i od czasu do czasu drobna pomoc z opieki społecznej. Po śmierci męża musi sama wychowywać dzieci, z których obecnie każde przebywa w innym miejscu.

Kilka dni temu zepsuła jej się pralka. Jeśli znajomemu nie uda jej się naprawić, pozostanie jej pranie w misce. W domu przydałby się też odkurzacz.

Czytelnicy DZ chcący pomóc wodzisławiance i jej dzieciom, które nie z własnej winy znalazły się w bardzo ciężkiej sytuacji, mogą kontaktować się z naszą redakcją pod nr tel. (0 prefiks 32) 423-51-15 lub 0 600-391-156. (mir)
od 12 lat
Wideo

Protest w obronie Parku Śląskiego i drzew w Chorzowie

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na rybnik.naszemiasto.pl Nasze Miasto