- Straciłem ojca w łapance esesmanów. Nawet nie zdążyłem go poznać. Pójdę także dla niego. Czuję się zobowiązany czcić ofiary marszu. W ten sposób chcę przypomnieć młodym ludziom o tragicznych wydarzeniach sprzed wielu lat - mówi Jan Stolarz, piechur z zamiłowania.
Trasa rozpocznie się w Muzeum Auschwitz-Birkenau, a zakończy w Wodzisławiu Śląskim. To dystans 63 kilometrów. Data wymarszu nie jest przypadkowa.
- Chcę, aby mój przemarsz odzwierciedlał warunki, jakie panowały w styczniu 1945 roku. Była wówczas sroga zima - wspomina. Nasz bohater nie planuje dłuższych przerw.
- Będę zatrzymywał się tylko w miejscach upamiętnień ofiar marszu - przy tablicach, pomnikach. Tam coś zjem, wypiję herbatę z termosu i pójdę dalej - mówi Jan Stolarz.
70-letni radlinianin liczy na to, że wraz z nim pójdzie więcej osób.
- Zachęcam wszystkich do udziału w przemarszu. W ten sposób możemy oddać ofiarom hołd - mówi. Po przebytej trasie piechur chce wydać kronikę "67 lat po marszu śmierci".
Mamy obowiązek przypominać
Z Janem Delowiczem, historykiem z Muzeum w Żorach, rozmawia Arkadiusz Biernat
Czy Ślązacy mają świadomość skali tragedii, która miała miejsce w styczniu 1945 roku?
Niestety, wiedzę mają głównie ci, którzy interesują się tym tematem. Dlatego bardzo ważne jest przypominanie o tragicznych wydarzeniach z ostatnich miesięcy wojny.
W jaki sposób można to zmienić?
Przede wszystkim w szkołach powinno się więcej mówić o marszach śmierci. Muszą się też znaleźć pieniądze na wydawnictwa związane z tymi tragicznymi wydarzeniami.
Czy marsz pana Jana Stolarza z Radlina ma sens?
Oczywiście, choć naturalnie poza zimnem i zmęczeniem nie jest w stanie odczuć tego, co czuli więźniowie maszerujący w 1945 r. Ale dzięki tej inicjatywie tragiczne marsze śmierci zostaną nagłośnione. Jest więc szansa, iż zwiększy się nasza świadomość.
Umierali z wychłodzenia, przemęczenia oraz głodu
Marszami śmierci określono ewakuację więźniów z niemieckich obozów koncentracyjnych w 1944 i 1945 roku, podczas zbliżania się frontów alianckich i Armii Czerwonej.
W drugiej połowie 1944 r. i w pierwszej połowie stycznia 1945 r. wywieziono w trybie ewakuacyjnym z KL Auschwitz około 65 tys. więźniów i więźniarek w głąb Rzeszy, do pracy w zakładach przemysłowych. Wśród nich niemal wszystkich przebywających w obozie Polaków, Rosjan i Czechów (łącznie ok. 15 tys. osób).
Główne trasy marszów biegły do Wodzisławia Śl. i Gliwic, gdzie więźniowie trafiali do wagonów kolejowych. Kolumny ewakuacyjne miały składać się wyłącznie ze zdrowych, silnych ludzi, zdolnych do odbycia kilkudziesięciokilometrowego marszu.
W praktyce szli również chorzy oraz dzieci.
Trasy ewakuacyjne zostały usłane tysiącami ciał więźniów zastrzelonych oraz zmarłych z wycieńczenia lub przemarznięcia.
Esesmani strzelali zarówno do osób usiłujących zbiec, jak i do nienadążających z powodu wyczerpania fizycznego.
Więźniowie, którzy szli z Oświęcimia do Wodzisławia Śląskiego pokonali 63 kilometry.
Na samej trasie naliczono prawie 600 ciał, nie licząc wielkiej liczby osób zamordowanych w miejscach masowych egzekucji (szacuje się, że ok. 3 tys. osób).
Po przejściu marszu mieszkańcy okolicznych miejscowości grzebali ciała i w tych miejscach stawiali pomniki oraz tablice upamiętniające ofiary.
RYJEK 2011 - Wideo z najlepszymi skeczami Rybnickiej Jesieni Kabaretowej i zdjęcia zza kulis - zobacz koniecznie i baw się dobrze!
Czy Stadion Śląski powinien zmienić nazwę? Sprawdź, które firmy są zainteresowane objęciem patronatu
Wybory samorządowe 2024 - II tura
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?