Jacek Bombor
Dziś mija szósty dzień, od kiedy górnicy z kopalni Jankowice i Chwałowice przyszli do sali konferencyjnej w budynku dyrekcji kopalni i oświadczyli, że zostaną tam tak długo, dopóki Kompania Węglowa nie umorzy im pieniędzy, zasądzonych jako koszty sądowe po przegranych z nią procesach. Kompania nie zamierza się ugiąć, dlatego od tygodnia górnicy okupują budynek.
Na razie procesy przegrało 136 górników. Każdy z nich ma zapłacić od 1800 do 3300 zł. W kolejce czeka jeszcze 450 pozwów. Górnicy poszli do sądu, bo po kontroli PIP-u okazało się, że w latach 1998-2000, otrzymywali mniejsze stawki zaszeregowania, niż powinni. Mimo to w sądzie przegrywają.
- Niech nie wydzierają pieniędzy od górników, którzy walczyli o godne zarobki, a najpierw odbiorą pieniądze górniczym aferzystom. Szef związku zawodowego "Kadra" w kopalni Rydułtowy-Anna, Marian Ch., podejrzany jest o to, że wyłudził 2 miliony, to niech najpierw od takich ściągają pieniądze. Na Jankowicach też działała szajka okradająca kopalnie - denerwuje się Tomasz Adamski, szef "S 80" w KWK Jankowice.
Tadeusz Paprota pracuje w Jankowicach od 1983 roku. Obliczył, że stawkę zaszeregowania miał o 40 procent niższą, niż powinien.
- Łącznie powinienem otrzymać 21 tysięcy zwrotu. Przegrałem, i teraz muszę zwrócić 2700 złotych. To dużo, mam trójkę dzieci - mówi. Nie ma pretensji do związku zawodowego, "S" 80, który pomagał górnikom składać pozwy i "nakręcił" całą sprawę. - Przecież działaliśmy w dobrej wierze, to nasze pieniądze - mówi.
Przedstawiciele Kompanii Wąglowej argumentują, że od początku procesowanie z kopalnią było działaniem pozbawionym sensu, bo przecież ewentualna wygrana oznaczałaby tak naprawdę przegraną dla wszystkich.
- Bo pociągnęłaby za sobą lawinę podobnych procesów i bankructwo całej firmy. Jednak pracownicy nie chcieli nas słuchać - tłumaczy Zbigniew Madej rzecznik prasowy KW.
Związkowcy napisali pismo do ministra sprawiedliwości, Zbigniewa Ziobry i Pawła Poncyliusza, szefa resortu górniczego w ministerstwie gospodarki.
Sprawa zaczęła się w 2000 roku, gdy przedstawiciele "Sierpnia 80" poprosili Państwową Inspekcję Pracy o skontrolowanie, czy ówczesna Rybnicka Spółka Węglowa regulowała postanowienia zawarte w Ponadzakładowym Układzie Zbiorowym Pracy.
Inspektorzy PIP uznali, że postanowienia nie są realizowane.
- Protokół czarno na białym wskazywał, że zaniżano stawki zaszeregowania górników. I obligowali RSW do ich realizacji - wyjaśnia Tomasz Adamski, szef "S 80" w KWK Jankowice. - Spółka tłumaczyła wtedy, że nie ma pieniędzy, więc pozostała nam droga sądowa.
Postępowania te zostały początkowo zawieszone, bo związek czekał na rozstrzygnięcie pierwszej tego typu, pilotażowej sprawy. Chodziło o powództwo Romana Zawadzkiego, z KWK "Sośnica" w Gliwicach.
- Najpierw wszystko przegrał, potem Sąd Najwyższy przekazał sprawę do ponownego rozpoznania, i sąd pierwszej instancji wydał później korzystny wyrok. Szliśmy tym tropem - mówi Adamski.
Tymczasem górnicy z Rybnika przegrywają. - Sąd wydając wyrok uznał, że u nas istnieje wartościowanie pracowników, co ma niby rekompensować straty. Tylko, że nikt u nas nie słyszał o żadnym wartościowaniu - denerwuje się Adamski.
Górnicy nie zamierzają płacić. W ramach protestu okupują salę konferencyjną w budynku dyrekcji KWK Jankowice.
A nie lepiej byłoby nie narażać górników na przegrane i złożyć jeden zbiorczy pozew? - To było niemożliwe, bo każdy pracownik miał inną sytuację finansową. Myśmy to im wyliczali, a ludzie podpisywali pozwy - tłumaczy Adamski.
Zbigniew Madej, rzecznik KW mówi, że o umorzeniu zasądzonych kwot nie ma mowy.
- Możemy jedynie rozłożyć płatność na raty. Będziemy rozpatrywać indywidualnie sytuację danego pracownika - mówi.
- Przecież de facto te pieniądze wezmą radcy prawni, którzy na kopalniach są zatrudniani. To dostaną podwójne wynagrodzenie? - dziwią się związkowcy.
Niedawno w podobnej sytuacji był również Katowicki Holding Węglowy. Tam były górnik kopalni "Wesoła" w Mysłowicach, Krzysztof Golec, chciał otrzymać 30 tysięcy złotych w podobnej sprawie. Domagał się wypłaty zaległego wynagrodzenia. Umowa zbiorowa z 1993 roku zakładała, że wynagrodzenie górnika pracującego pod ziemią nie może być niższe od 90 proc. średniej krajowej, a dla pracowników powierzchniowych - 50 proc. W połowie lipca katowicki Sąd Apelacyjny oddalił jego powództwo uznając je za bezzasadne.
Przedstawiciele KHW nie kryli radości, bo przecież w kolejce z podobnymi pozwami czekało już 15 tysięcy pracowników. Sumę roszczeń określano na 1,3 mld zł! A tego firma by nie wytrzymała.
Strefa Biznesu: Uwaga na chińskie platformy zakupowe
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?