Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Kursantka oskarżona o przejechanie egzaminatora na prawo jazdy. Ruszył proces w sądzie w Rybniku

Aleksander Król
Aleksander Król
Dziś (3.03) w Sądzie Rejonowym w Rybniku ruszył proces przeciwko Barbarze K. 68-letniej kursantce, która 24 czerwca potrąciła śmiertelnie egzaminatora w WORD w Rybniku. Kobieta jest oskarżona o nieumyślne spowodowanie wypadku na placu manewrowym, w wyniku którego egzaminator poniósł śmierć na miejscu.

Kursantka oskarżona o przejechanie egzaminatora na prawo jazdy. Ruszył proces w sądzie w Rybniku

Dziś (3.03) w Sądzie Rejonowym w Rybniku ruszył proces przeciwko Barbarze K. 68-letniej kursantce, która 24 czerwca potrąciła śmiertelnie egzaminatora w WORD w Rybniku. Kobieta jest oskarżona o nieumyślne spowodowanie wypadku na placu manewrowym, w wyniku którego egzaminator poniósł śmierć na miejscu.

Sąd zdecydował o wyłączeniu jawności rozprawy w części dotyczacej wyjaśnień oskarżonej, co jak tłumaczyła sędzia jest zasadne, bo jawność mogłaby naruszyć ważny interes prywatny oskarżonej, której zarzucono popełnienie przestępstwa w warunkach ograniczonej poczytalności.

Egzaminator oskarżonej Barbary K.: Krzyczałem. Samochód egzaminowanej jechał coraz szybciej

W charakterze świadka przesłuchano Andrzeja S., egzaminatora, który feralnego dnia egzaminował osobę oskarżoną.

- Wylosowałem osobę oskarżonej, którą miałem obowiązek przeprowadzić egzamin. Zawołałem ją z poczekalni, udaliśmy się do pojazdu – zeznawał egzaminator.

Tłumaczył, że po przedstawieniu danych osobowych i przydzieleniu zadania przez komputer, kobieta wykonała zadanie pierwsze prawidłowo, a następnym zadaniem była jazda po łuku.

- Tego zadania pani nie zakończyła. Rozpoczęła jazdę, powolutku jechała do przodu, ja udałem się za samochodem. Na końcu oskarżona zamiast się zatrzymać nie zrobiła tego, wjechała w pachołek i jechała dalej – mówił egzaminator oskarżonej.

- Po chwili zareagowałem, krzyczałem, by się zatrzymała. Jednak pani się nie zatrzymała a samochód zaczął skręcać, miałem wrażenie że na przemian przyspiesza, zwalnia, przyspiesza – zeznawał egzaminator oskarżonej.

Widział, jak poszkodowany wychodzi spoza samochodu, w którym on przeprowadzał egzamin.

- On nic nie krzyczał. Tylko ja krzyczałem. Samochód egzaminowanej jechał coraz szybciej.
Potem już szukałem Łukasza. Samochód zatrzymał się na pojeździe, który stał przy garażach.

Kazałem dzwonić po karetkę. To był szok. Koledzy pobiegli do Łukasza. Po chwili reanimowali go – mówił egzaminator oskarżonej.

Tłumaczył, że pokrzywdzony bronił się przed samochodem, wystawił ręce.

- Po jakimś czasie zapytałem oskarżoną dlaczego to zrobiła. Nie usłyszałem żadnej odpowiedzi. To było 15 minut po tym zdarzeniu – mówił.

- Nie widziałem żeby oskarżona płakała, tylko siedziała w samochodzie, była spokojna.

Tłumaczył, że oskarżona była cały czas w samochodzie. Nie wyszła z samochodu. - Nie widziałem jej reakcji – mówił.

Na pytanie prokuratora, czy zauważył, by oskarżona była jakoś szczególnie zdenerwowana, stwierdził, że przy egzaminie wszyscy są podenerwowani. - Nie pamiętam by było coś szczególnego – mówił.

- Gdy usiadła za kierownicą nie zachowywała się w sposób szczególny – mówił, dodając, że gdyby było inaczej na pewno nie pozwoliłby jej przystąpić do egzaminu.

Egzaminator oskarżonej przyznał, że w przeszłości zdarzały się takie sytuacje, że pojawiły się osoby, które zachowywały się w sposób irracjonalny i odmówił im przeprowadzenia egzaminu. W tym przypadku nic takiego jednak nie miało miejsca.

Prokurator pytała, czy w odczuciu egzaminatora, pani Barbara, w sposób dostateczny opanowała technikę jazdy.

- Teraz wiemy, że oskarżona nie opanowała w sposób dostateczny techniki, ale ja tego nie jestem w stanie stwierdzić przed egzaminem – tłumaczył Andrzej S.

Egzaminator przyznał, że w przeszłości był świadkiem zdarzeń na egzaminie, że ktoś miał się zatrzymać na końcu, ale jechał dalej i a przykład uderzał w płot albo krawężnik.

Dodał, że nie miał zastrzeżeń, co do pierwszej fazy jazdy po łuku oskarżonej.

Obrona pytała, czy gdyby pokrzywdzony nie wysiadł z samochodu nie doszłoby do tragedii?

- Gdyby pokrzywdzony nie wysiadł z samochodu albo stał przy drzwiach pasażera, to wydaje mi się że nie zostałby potrącony – mówił Andrzej S.

Świadka pytano, czy egzaminator miał jakąś możliwość, by zatrzymać auto.

- Pozostaje tylko krzyk. Raz widziałem, jak egzaminator próbował wsiąść do takiego samochodu, ja bym czegoś takiego nie zrobił – mówił egzaminator oskarżonej.

- Ja tego nie robię, by stawać przed maską, w celu zablokowania ruchu, ale widziałem że niektórzy tak robią. Widziałem już jak uciekają – dodał.

Uczennica: Oskarżona miała buty na koturnach

We wtorek, 3 marca przesłuchano też inne osoby, które tego dnia zdawały egzamin. Jedna z nich wspomniała, że zdziwiły ją buty na koturnie, które miała na sobie oskarżona 68-letnia kobieta.

Następnie w charakterze świadka przesłuchano Sylwię P. 18-letnią uczennicę, która feralnego dnia zdawała egzamin.

- Byłam w "elce", na pasie prawym, skrajnym, pierwszym od drogi. Byłam już po egzaminie, zrobiłam błędy. Mój egzaminator wszedł do samochodu i wtedy usłyszałam wielki huk – zeznawała uczennica.

Tłumaczyła, że widziała jak Barbara K. jechała i strącała pachołki. To była szybka jazda.

- Wtedy mój egzaminator przeklął, przekręcił kierownicą, zaparkował, wybiegliśmy z samochodu. Nie widziałam momentu uderzenia w pokrzywdzonego. Byłam w szoku, sama latałam ze strachu. Widziałem jak pani (oskarżona) wyszła, ale nie zwracałam uwagi na tą panią, ale na pana, który leżał – mówiła uczennica.

- Trochę dalej leżały jego okulary i zegarek, które podniosłam – mówiła Sylwia P.

Zeznała, że zdziwiło ją to, że oskarżona Barbara K. miała wyższe buty na koturnie, co zauważyła już w poczekalni przed egzaminem. Koturn mógł mieć od 6 do 8 cm.

- Obok siebie w poczekalni siedziałyśmy. Zwracałam uwagę na buty. Jak chodziłam na szkolenie, instruktor mówił, że nie można w takich butach jeździć, mówił, że może się noga zaklinować – dodała uczennica.

Nie pamiętała, czy oskarżona miała te buty na egzaminie.

Beata M.: "Moim egzaminatorem był Łukasz, który zginął"

Następnie zeznawała Beata M. czyli kolejna osoba, która zdawała egzamin w WORD w Rybniku, gdy doszło do tragedii. To właśnie jej egzaminatorem był 35-letni Łukasz, który zginał podczas egzaminu.

- Siedziałam z panem Łukaszem w aucie. Miałam się przygotować do jazdy. Pan Łukasz jeszcze był w aucie, pisał coś. W pewnym momencie widzieliśmy, że coś się dzieje. Na prosto stał egzaminator i strasznie krzyczał, machał rękami. By to auto się zatrzymało – zeznawała Beata M.

Opowiadała jak czerwona toyota przejechała łuk, wjechała do zatoczki, a tam nie zatrzymała się do końca tylko zaczęło tym autem szarpać. W pewnym momencie najechało na środkowe słupki i jechało dalej.

- W pewnym momencie auto skręciło w prawą stronę, kierowało się na środkowy pas, na nasz łuk, strącało słupki – mówiła kobieta, dodając, że pojazd kierował się w jej kierunku.

- Auto coraz szybciej jechało w nasza stronę, dodawało gaz.
To były ułamki sekund. Powiedziałam: "Co się dzieje, że to auto na nas jedzie".

Mój egzaminator wyskoczył z auta i machał rękami. Nie słyszałam aby coś krzyczał. Wyskoczył z mojego auta, by zatrzymać jadący na nas pojazd. Auto odbiło w jego stronę tak by nas nie uderzyć – wspominała Beata M.

Gdy wyszła z auta zobaczyła, że auto oskarżonej przejechało przez chodnik, choinki, i uderzyło w mercedesa.

- Pan Łukasz leżał pod autem – opisywała.

- Nie widziałam reakcji oskarżonej gdy była jeszcze w samochodzie. Potem widziałam jak stałą z boku, miała telefon przyłożony do ucha ale nic nie mówiła – opowiadała Beata M.
Dodała, że oskarżona byłą jakby obojętna. Podali jej wodę, posadzili.

Pytana przez mecenasów przyznała, że widziała, jak auto nagle skręciło, kiedy pokrzywdzony wysiadł z samochodu.

- Mnie się wydaje, że oskarżona próbowała manewrować kierownicą. Zmieniła tor jazdy, zanim jeszcze z auta wyskoczył pan Łukasz.

Michał Z: "Widziałem jak auto uderzyło w Łukasza"

Potem na świadka powołano kolejnych egzaminatorów, którzy 24 czerwca gdy doszło do dramatu, egzaminowali inne osoby.

Michał Z. wypisywał arkusze przebiegu jednego z egzaminów, gdy usłyszał coś w stylu: "stój zatrzymaj się".

- Spojrzałem w lusterko wsteczne. Zobaczyłem pojazd, który przejeżdża przez łuk, nie zatrzymuje się. Wyglądało tak na początku, że wjedzie w ogrodzenie, ale jeszcze przed samym krawężnikiem nastąpiła zmiana kierunku jazdy – w tym momencie pojazd jechał w stronę budynku i zaparkowanych pojazdów – mówił.

Widział jak Łukasz, próbuje uciec.

- Próbował się bronić. Widziałem ruch obronny. Widziałem jak auto uderzyło w niego – zniknął mi z pola widzenia. Na początku wydawało się że gaz był dodawany i puszczany – mówił Michał Z., dodając, że potem musiał być gaz wciśnięty maksymalnie.

- Zauważyłem pierwsze uderzenie w pokrzywdzonego. Nie przeleciał nad autem, tylko domyśliłem się że musi być pod samochodem. I ciągnięty pod samochodem - mówił jeden z egzaminatorów.

Tłumaczył, że w większości przypadków jak się woła "stój" "zatrzymaj się", to jest reakcja obronna. I kierujący się zatrzymuje. Takie sytuacje się zdarzały.
W tym przypadku zabrakło jednak pewnych mechanizmów obronnych.

Wojciech S.: Nie powinna być dopuszczona do egzaminu"

Kolejny świadek – Wojciech S., który egzaminował tego dnia motocyklistów opowiadał, jak reanimował pokrzywdzonego.

- Prowadziłem reanimację, nie skupiałem się na osobie oskarżonej.
Ale potem widziałem, jak patrzyła tępym wzrokiem, siedziała w samochodzie – mówił.

Pytany przez panią prokurator Wojciech S. stwierdził, że w jego odczuciu nigdy ta osoba powinna się znaleźć na egzaminie.

- Dla mnie to jest niezrozumiałe, jak ktoś nieodpowiedzialny mógł taką osobę dopuścić. Nie powinna ukończyć kursu. Na końcu powinien odbyć się egzamin wewnętrzny, gdzie osoba powinna zaliczyć wszystkie zadania – mówił.

- Jak osoba nie ma podstawowych reakcji, zdolności, to nie może być dopuszczona. Taki egzamin wewnętrzny albo był zlekceważony albo zaliczony niezgodnie z przepisami. Ale to są moje przypuszczenia – mówił.

Instruktor jazdy: Barbara K. była przygotowana do egzaminu

Na koniec dzisiejszej rozprawy zeznawał Sławomir D. czyli instruktor szkoły jazdy z Tychów, który prowadził kurs oskarżonej Barbary K.

- Była moja kursantką. Rozpoczęła kurs 13 kwietnia 2018 roku, który skończył się 4 sierpnia 2018. Wyjeździła 30 godzin regulaminowych od 12 maja. Miała też dodatkowe jazdy ale nie pamiętam ile – mówił Sławomir D.

- W dniu 4 sierpnia 2018 roku całkowicie zakończyliśmy kurs z dodatkowymi jazdami. W dniu 4 sierpnia zdawała egzamin wewnętrzny. Skończyliśmy zajęcia teoretyczne z wynikiem pozytywnym i przystąpiliśmy do egzaminu wewnętrznego praktycznego – mówił instruktor jazdy.

Przyznał, że nie przystąpiła od razu po zakończonym kursie do egzaminu wewnętrznego. 29 czerwca nie była jeszcze całkiem gotowa. Dlatego zaproponował jej dodatkowe lekcje. Potem już była gotowa. 4 sierpnia zdała egzamin wewnętrzny.

- Śmiem twierdzić, że Barbara K. była przygotowana do egzaminu państwowego. Wszystkie zadania egzaminacyjne podczas egzaminu wewnętrznego wykonała z wynikiem pozytywnym, tak, że nie miałem żadnych przeciwskazań, do wystawienia jej zaświadczenia – mówił instruktor.

Oskarżenie pytało Sławomira D. jak zachowywała się kursantka podczas nauki jazdy, a ten przekonywał że normalnie.

- Każdy się boi egzaminu, każdy przechodzi stres przed egzaminem. Ale to było typowe – zachowywała się jak każdy jeden kursant – mówił instruktor.

Tłumaczył, że jako osobie starszej musiał poświęcić więcej czasu niż młodszym, ale była pilną uczennicą.

- Wysłałem kursantkę na egzamin państwowy, powiedziałem żeby najpierw zapisała się na teoretyczny – mówił, tłumacząc, że nie chciał by miała tak duży stres w jeden dzień.

Wiadomo, że oskarżona przystąpiła do egzaminu dopiero po kilku miesiącach, a nie od razu po zakończonym kursie.

Instruktor nie miał w tym czasie z nią kontaktu. Nie wiedział, dlaczego przystąpiła do egzaminu państwowego w Rybniku a nie w Tychach. Nie wiedział, czy przed egzaminem państwowym wzięła jeszcze kilka dodatkowych jazd u kogoś innego.

Kolejny termin rozprawy 3 kwietnia.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Michał Pietrzak - Niedźwiedź włamał się po smalec w Dol. Strążyskiej

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na rybnik.naszemiasto.pl Nasze Miasto