Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Kopalnia Rymer w Rybniku Niedobczycach. Co zostało po Siwce? WIDEO

Aleksander Król, wideo:G.Bargieła, A.Król
My godali, że idymy na “Siwka”… Tak godano na kopalnia Rymer. Czemu? Ojciec mi opowiadoł, że tam kiedyś jeździły konie. Zresztą siwe konie to i jo pamiętom, jak woda rozwoziły. Bo kiedyś wszystko należało pod kopalnia, wodociągi też. Wszystko się w Niedobczycach wokół niej kręciło - mówią górnicy z kopalni Rymer, którzy wspominają czasy, gdy “Siwka” w Niedobczycach fedrowała aż miło...

Kopalnia Rymer w Rybniku Niedobczycach. Co zostało po Siwce?

WIDEO: Aleksander Król, Grzegorz Bargieła


Siwka od koni na dole, czy siwego węgla?

My godali, że idymy na “Siwka”… Tak godano na kopalnia Rymer. Czemu? Ojciec mi opowiadoł, że tam kiedyś jeździły konie. Zresztą siwe konie to i jo pamiętom, jak woda rozwoziły. Bo kiedyś wszystko należało pod kopalnia, wodociągi też. Wszystko się w Niedobczycach wokół niej kręciło. „Siwka” wzięła się od koni, ale za naszych czasów one już nie robiły na dole. Chociaż jedni mówią, że to określenie wzięło się od starego węgla, siwego, nie wiem, co jest prawdą - mówi Stanisław Syrek, górnik z nieistniejącej już kopalni Rymer. 28 lat przerobił jako ślusarz.

Górnicy z Rymera mieli nie odczuć połączenia z Chwałowicami
Trochę mniej przepracował na „Siwce” Bogusław Lukoszek, także ślusarz, który pamięta zarówno „złote czasy”, gdy na Rymerze pracowało prawie 6 tys. górników i schyłek kopalni, łączenie Rymera z Chwałowicami i jej koniec.

- Robiłech od 1978 roku. W 2000 roku żech przeszedł na urlop górniczy i to już nie z kopalni Rymer, tylko z Chwałowic, po tym jak nas połączyli - mówi Lukoszek. Opowiada, że górnicy z Rymera mieli tego połączenia z Chwałowicami nie odczuć, że niby tylko szyld się zmienił z: „Kopalnia Rymer” na „Kopalnia Chwałowice, Ruch Rymer”. Ale prawda była nieco inna.

- Do „siebie” dalej my przychodzili. Nie przenosili od razu. Dopiero jak likwidowali Rymera to już całymi oddziałami przenosili na Chwałowice. Na Rymerze zostali tylko ci, co do emerytury mieli blisko, żeby tam posprzątać, porozbierać to, co było do porozbierania. I Siwka znikła - mówi Bogusław Lukoszek.

Przyznaje, że stres był pieroński. - Ze względu na to, że przyłączali nas niby do lepszej kopalni. I nikt nam nie gwarantował, że na to samo stanowisko i na tych samych zasadach będziemy pracować na Chwałowicach. Było gwarantowane, że przez pół roku na to same stanowisko, ale przychodziło się do innego zakładu, inni kierownicy byli, inni sztygarzy. Chwałowice miały swoja załoga, a my byli tacy „na dorzucić” - mówi Lukoszek.

Rymeroki chodzili w gumowcach
Przyznaje, że były małe „niesnaski” między załogami z Rymera i Chwałowic. - Bo były dublowane stanowiska, niby było zagwarantowane, ale potem po dwóch ślusarzy na jedna ściana szło. Patrzeli się na siebie krzywo - mówi. - Mam sąsiada, rodowity górnik z kopalni Chwałowice. Godoł, że poznawali Rymeroków, bo Rymeroki chodzili w gómowcach. Czamu? Bo u nas było strasznie dużo wody. Było mokro, gliniasto i brudno. Chwałowice były suchrzą kopalnią - dodaje.

Gruba to nie waflownia
- Na Rymerze były trudniejsze warunki niż na Chwałowicach?- dopytujemy. - Na każdej kopalni warunki są trudne. To nie jest waflownia. To nie jest praca dla każdego - dodaje i wie co mówi. Zdarzyło mu się pożegnać na szychcie kolegę. - Chodziliśmy razem do podstawówki w Wodzisławiu. Na Rymerze my się trefili. On pracowoł w wydobywczym. Na podzielni my jeszcze: „cześć” se padali. Jo szedł do nadścianowego po olej, on szedł dołem do ściany. Do pół godziny krzyczeli, że jest śmiertelny wypadek, pół godzinki. Jak zawołali kto, że to Grzesiu, to serce stanęło w gardle - wspomina i już nic więcej nie mówi.

Witoł się ze świętym Piotrem
W oczy śmierci patrzył też Stanisław Syrek. - Za moje lata na kopalni dwa razy z Piotrem żech się przywitoł. Roz na oczach nadsztygarów i BHP-owców tąpło i przysuło mnie. Miołech głowa zarabowano, 16 szwów oka. Że oko idzie szyć to się dowiedziołech dopiero wtedy - opowiada Syrek. Za drugim razem myślał, że już się nie wykaraska. - Awaria żech usuwoł przy kombajnie, tako płyta przyjechała i przybiło mnie do kombajna i przysuło, zdrowo poturbowało. Wylądowoł żech w Jastrzębiu. Miołech dyski powybijane, kręgosłup stłuczony, nerka odbito - wylicza Syrek. Dodaje, że po drugim razie kierownik mu „padoł”, że jest „pechowy”, że będzie chodził na warsztat i odsunęli go bezpośrednio z wydobycia. Górnicy ściszonym głosem przyznają, że wypadki często miały miejsce w okolicach Barbórki.

Im większe dziczenie tym więcej wypadków
- I więcej było ich kiedyś, za PRL niż dziś. Bo im większe było „dziczenie”, im większe wydobycie, to więcej wypadków było. Za czasów komunistycznych musiał być wynik taki, a nie minusowy - mówi Henryk Rojek, elektryk i ratownik górniczy, który napisał kronikę kopalni Rymer. - Jako ratownik górniczy nie miołech szczęścia żeby wyciągnąć żywego człowieka a akcji się trocha przeszło po kopalniach także jastrzębskich - dodaje. Oczywiście nie zawsze było straszno. Bywało też śmiesznie. A najweselej podczas gwarków.

Rymersko kadra fedrowała w Mimozie
- Przez długie lata opowiadano, jak bawiła się rymersko kadra w restauracji Mimoza w Niedobczycach. Po którejś skrzynce alkoholu zaczęło się „wydobycie w restauracji”. Krzesła poobracali na stół - jeździli kombajnem niby. A jeden z nadsztygarów lecioł na kuchnia, przyniósł mąka i potem opyloł, „bo urząd górniczy przyjdzie i musi być opylone”. Śmiechu było! A w restauracji robili dwa dni porządek, bo wszystko było opylone mąką. To krążyło na kopalni lata - dodaje Bogusław Lukoszek. Żartów było więcej. - Nasz dozór był tak zestresowany, że kierownik oddziału chleb dawał kombajnowi, żeby szybciej jechoł. Było: „Kobajnku jedź” - śmieje się Stanisław Syrek.

Po drodze do domu był przystanek
Górnicy przyznają, że na co dzień też było wesoło. - Po robocie się nie wracało du dom. Tylko wiadomo - „przystanek” był. Kolega miał restauracja. My chodzili na Popielów, do Maksa Holony albo do Milera. W samych Niedobczycach pod kopalnią był „Górnik”, tam chodzili wszyscy co autobusami jechali. Trzeba było wiecznie czekać na piwo, bo tela ludzi jechało. Każdy dzień kieryś stawioł, chyba że się o coś zakłodoł i przegrywoł - śmieje się Stanisław.

Karol mógł jeszcze chodzić
Potem, w latach 90, robiło się coraz smutniej. Koniec „Siwki” był nieunikniony… (w 1994 roku rozpoczął się proces likwidacji; 1.07.1995 r. połączono Rymer z Chwałowicami, a wydobycie w „Ruchu Rymer” zakończono 20.10.1999 r.)

- Jednym z powodów było to, że na Rymerze szyby były do poziomu 600 metrów, a pokłady poniżej 1000. Kopalnia Marcel miała szyby 800 i pokłady też poniżej 1000. Teraz Marcel bierze wszystkie pokłady rymerskie, pod Wrębową , Niedobczycami - mówi Henryk Rojek. - Smutno było żegnać „Siwka”. Tym bardziej, że dużo pokładów było rozjechanych, przygotowanych, żeby fedrować. Rymer był bardziej przygotowany jak Chwałowice - mówi Syrek. - My mieli najnowszo płuczka na Rymerze - dodaje Lukoszek. - Teraz się pobudzili wszyscy, po co to zniszczyli. Szyb Karol mógł chodzić. Teraz za przejazdy trzeba płacić przez drogi. Na Rymerze nic by nie płacili - jak dugli skład z węglem to on jechoł aż do Niedobczyc, prosto na dworzec centralny. Szkoda, że to zniszczyli, ale to była decyzja odgórno - mówi Bogusław Lukoszek.

Na Rymerze mała fabryka malucha
Szkoda, bo na Rymerze nie tylko węgiel fedrowano. Górnicy żartują, że była tam mała fabryka… malucha. - Mieliśmy na Rymerze świetne warsztaty. I my mieli jednego takiego, co zawsze go pytano: „Robisz ty, co do gruby, czy kaj indziej? A co potrzebujesz? Jo bych też to samo chocioł - śmieje się Syrek. - Nie zapomnę jak maluchy nastały. Wahacze gniły w maluchu, to on je robił. To była złoto rączka. Te wahacze do malucha zrobione na Rymerze były lepsze jak fabryczne. A za płotem my mieli Rybnickie Zakłady Naprawcze, tam to dopiero szła produkcja wszystkiego. Było: idź pogodej w RZN nam to zrobią - dodaje Syrek.

Pozostała duma Rymeroków

Co pozostało po naszej Siwce? W dawnych kopalnianych budynkach pracuje teraz kilkanaście firm, jest nawet ścianka wspinaczkowa w dawnej Cechowni. O dawnej świetności Rymera mieszkańcom będzie przypominał klub piłkarski Rymer albo Park im. Czempiela w Niedobczycach z tańczącymi górnikami i piękną panią z dzbanem.

- Fontanna powstała w latach 50 i stała przed kopalnią. To dzieło Rudolfa Kucharczyka, naszego artysty z Rymera - mówi Henryk Ryszka, były pracownik Rymera i były długoletni radny Rybnika z Niedobczyc. - Ta kobieta i te delfiny były kiedyś podświetlane. To było nowum, w Rybniku nic takiego nie istniało - mówi Ryszka, opowiadając o złotych czasach Niedobczyc, gdy Rymer jeszcze fedrował. Ale to już zupełnie inna historia. Woda w dzbanie kobiety z delfinami dawno już wyschła… Co pozostało po Siwce? Duma Rymeroków.

od 7 lat
Wideo

Jak głosujemy w II turze wyborów samorządowych

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na rybnik.naszemiasto.pl Nasze Miasto