Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Do Rybnika zawitali członkowie rodzin z Afganistanu, które mają się u nas osiedlić. W ojczyźnie czeka na nich śmierć

Barbara Kubica-Kasperzec
Barbara Kubica-Kasperzec
Do Rybnika przyjechali na kilka dni. Zobaczyli centrum miasta, kopalnię Ignacy, zajrzeli do urzędu miasta i przede wszystkim zobaczyli mieszkania, która mają im zostać przydzielone. Mowa o dwóch mężczyznach z Afganistanu, którzy wraz ze swoimi rodzinami mają osiedlić się w naszym mieście na zaproszenie Stowarzyszenia 17-tka oraz szerokiej koalicji przeróżnych organizacji pozarządowych, parlamentarzystów i europosła Kohuta.

O pomyśle sprowadzenia do Rybnika rodziny uchodźców z Afganistanu pisaliśmy już na łamach naszego portalu. Mowa była wówczas o jednej rodzinie, przebywającej obecnie w obozie przejściowym na wschodzie Polski.
- W wyniku naszych rozmów okazało się jednak, że trudno „wyrwać” jedną rodzinę z ośrodka, i to w dodatku taką, w której tylko jedna osoba mówi po angielsku. Dlatego zrodził się pomysł, żeby ściągnąć dwie rodziny, które ulokowalibyśmy w pobliżu siebie w Rybniku, tak by były dla siebie wzajemnie wsparciem – słyszymy od organizatorów akcji.

Długo szukać nie trzeba było. O ile pierwsza rodzina z Afganistanu składała się z czterech osób: dwójki rodziców oraz dwójki dorosłych dzieci, z których tylko syn potrafił mówić po angielsku, tak druga rodzina chętna do przeprowadzki do Rybnika składa się już z sześciu osób.
- Panowie z obu rodzin przysłużyli się Polakom w Afganistanie. Jeden z nich był kierowcą osób pracujących w polskiej ambasadzie. Drugi natomiast to zawodowy żołnierz, współpracujący z polską misją – mówi Mariusz Wiśniewski, pomysłodawca akcji ściągnięcia uchodźców do Rybnika.

Zamysł akcji od początku był prosty: miasto przyznaje rodzinom mieszkania z puli mieszkań do kapitalnego remontu, za remont biorą się organizacje, które zadeklarowały wsparcie i lokalne firmy, a stowarzyszenia pomagają w nauce języka polskiego, wspierają przy poszukiwaniu pracy, przy załatwianiu wszelkich niezbędnych formalności. Obie rodziny mają nadany w Polsce statut uchodźcy, przez co mogą bez kłopotu i legalnie podjąć pracę.
- Polski rząd wyświadczył mi ogromną przysługę ściągając mnie do Polski i jestem mu za to ogromnie wdzięczny. Chce tutaj zostać. Chcę żyć w tym kraju, nie wybieram się nigdzie dalej, ani do Niemiec, ani gdzieś indziej. Nie zawiodę Polaków, którzy mi pomogli, kiedy musiałem uciekać – mówi nam Hammidullah Hamid. On w Kabulu był wojskowym. W ojczyźnie nie czeka na niego nic, poza wyrokiem śmierci. Do Polski zawitał wraz z żoną i czwórką dzieci. To sami chłopcy – w wieku prawie 5, 12, 18 i 21 lat.
- Myślę, że Rybnik byłby dla nas idealnym miastem do życia. Nie jest to wielkie miasto jak Warszawa. Chciałbym tutaj, z dala od pokus wielkiego świata, wychowywać dzieci. Tak naprawdę do szczęścia potrzebujemy trzech rzeczy: szkoły dla dzieci, mieszkania i pracy, która pozwoli nam to mieszkanie utrzymać – mówi Hamid. On ze swojego kraju, ze swojej ojczyzny musiał uciekać. Talibowie wydali na niego wyrok, podobnie jak zresztą na wielu jego przyjaciół współpracujących z „najeźdźcami”. - Kiedy władzę przejęli talibowie na początku przeprowadzałem się kilka razy ale w ojczyźnie. Wiedziałem, że nie jesteśmy bezpieczni. W końcu, kiedy dotarło do mnie, że nigdzie tam nie jesteśmy już bezpieczni pojechaliśmy na lotnisko wraz z tysiącami innych obywateli, którzy uciekali przed wojną. Początkowo myślałem o tym, że uda nam się przedostać do Stanów Zjednoczonych, ale potem zostałem ewakuowany do Tadżikistanu i stamtąd do Polski – mówi Afgańczyk. On zna język angielski dobrze, w Polsce ma przyjaciela – emerytowanego wojskowego, z którym ma stały kontakt i który bardzo się o losy swojego kolegi i jego rodziny martwi.

Druga z rodzin, czteroosobowa, to rodzina kierowcy, który po Kabulu woził pracowników polskiej ambasady i Polskiej Akcji Humanitarnej. Do kraju przyjechał wraz z dorosłą córką i synem. Jego syn zna język angielski, reszta rodziny musi się zarówno polskiego jak i angielskiego dopiero nauczyć. - W Afganistanie została czwórka naszych dorosłych dzieci, które mają już założone rodziny, a jedna córka mieszka w Stanach Zjednoczonych, ale ja nie chciałbym tam jechać. Chciałbym zostać w Polsce. Ludzie przyjęli nas bardzo serdecznie, bardzo dobrze – mówi Nogluddin Sharifi. - Dla mnie i mojego przyjaciela Hammidullaha to ważne byśmy zamieszkali gdzie razem, blisko siebie – mówi Sarifi. Dlaczego? - Proszę sobie wyobrazić, że uciekamy z ojczyzny, zostawiamy całe dotychczasowe życie za sobą. Trafiamy nie dość, że do obcego kraju, to jeszcze do innej kultury, nie znamy język, obyczajów. A my w Afganistanie mówiliśmy tym samym językiem, żyliśmy w tym samym mieście i razem byłoby nam łatwiej przystosować się do nowych warunków, pomagalibyśmy sobie wzajemnie – mówi pan Hammidullah.

Obie rodziny w czasie kilkudniowego pobytu w Rybniku miały już okazję zajrzeć do wytypowanych dla nich przez miejscowych urzędników mieszkań. To lokalne w miejskiej kamienicy, blisko centrum. Jedno z mieszkań do niedawna było pustostanem, dość zaniedbanym. W drugim mieszkaniu byli kiedyś lokatorzy, ale już dość dawno wynieśli się z lokalu. Niedawno w kamienicy zostało zainstalowane centralne ogrzewania. Ale poza nowym ogrzewaniem i wymienionymi oknami zarówno lokale jak i klatka schodowa wymagają kapitalnego remontu. Nie ma w nich ani łazienek, ani kuchni. W jednym dodatkowo trzeba wymienić całą instalację elektryczną. - Mieszkania wymagają sporo pracy, ale nasza grupa inicjatorów jest w stanie w ciągu miesiąca się z remontem uporać. Musimy mieć tylko jasne deklarację, że rodziny w to wchodzą – mówi Mariusz Wiśniewski.
Jedno z mieszkań, to przeznaczone dla sześcioosobowej rodziny wojskowego ma niecałe 100 metrów kwadratowych. - Wiem, że blisko jest szkoła, blisko jest centrum miasta, sklepy. Może nawet udałoby mi się dostać pracę w zawodzie, bo wiem, że jest tutaj niedaleko jednostka wojskowa. Miałam z tymi żołnierzami kontakt w Afganistanie. A jeśli nie, to jestem w stanie podjąć jakąkolwiek pracę, która pozwoli nam się tutaj utrzymać – mówi jeden z Afgańczyków.
Drugie mieszkanie wytypowane przez miasto jest mniejsze, ale dla czteroosobowej rodziny wystarczy. To dwa pokoje z kuchnią. - Jest idealne dla nas – mówi pan Sharifi. Obaj skrupulatnie sfotografowali mieszkania i w czwartek wrócili do obozu, by rozmówić się z żonami. - To moja szefowa – żartował Hammidullah.

od 12 lat
Wideo

Wybory samorządowe 2024 - II tura

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na rybnik.naszemiasto.pl Nasze Miasto