Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Do Rybnika przyjechały dwie rodziny uchodźców z Afganistanu. Pomogą przy remoncie mieszkań, które przekazało im miasto

Barbara Kubica-Kasperzec
Barbara Kubica-Kasperzec
Uchodźcy z Afganistanu przyjechali do Rybnika
Uchodźcy z Afganistanu przyjechali do Rybnika BKK
W Rybniku zamieszkają dwie rodziny uchodźców z Afganistanu, które wspierały polskich żołnierzy w czasie obecności naszych wojsk w ich kraju. Po tym, jak władze w Afganistanie przejęli talibowie wydano na nich wyroki śmierci. Od miesięcy przebywali w obozie dla uchodźców w lubelskim. W Rybniku zawiązała się koalicja stowarzyszeń i organizacji, która przy wsparciu miasta, szykowała dla rodzin mieszkania, deklarowała pomoc i ściągnięcie ich do miasta. Teraz, bez czekania na zakończenie remontu mieszkań, obie rodziny przyjechały do miasta. Mężczyźni pomogą w remoncie mieszkań szykowanych dla nich i ich rodzin.

W tej ścianie zrobimy dziurę na drzwi, w tamtej zamurujemy wejście. Tutaj, na środku pokoju będzie ścianka działowa, dzięki czemu z jednego większego pokoju zrobimy dwa mniejsze, dla młodzieży. Kuchnię przeniesiemy obok, będzie razem z pokojem gościnnym, a tutaj też postawimy ściankę i z części pomieszczenie wygospodarujemy dodatkowy pokój. Andrey Novikov, młody Ukrainiec macha rękami, gestykuluje i cały czas coś wskazuje. Tak, jakby na migi chciał przekazać jak najwięcej informacji. Panowie kiwają głowami ze zrozumieniem. Andrey to wolontariusz współpracujący z 28 dzielnica, rybnicką organizacją, która integruje Ukraińców mieszkających w regionie, a teraz w czasie wojny wspiera obywateli tego kraju jak tylko się da. To on dowodzi frontem robót budowlanych w wysłużonej kamienicy w centrum Rybnika. To tutaj, blisko Bazyliki pod wezwaniem św. Antoniego, na pierwszym piętrze miejskiego budynku, trwa remont dwóch mieszkań. Oba od dawny stały puste, a wymagają kompleksowej modernizacji. Bo to tutaj zamieszkają za kilka tygodni dwie rodziny uchodźców z Afganistanu, które kilka miesięcy temu, kiedy w ich ojczyźnie do władzy doszli talibowie, zostały ewakuowane do Polski.

W Rybniku zawiązała się bowiem koalicja stowarzyszeń, organizacji pozarządowych, które nie tylko zadeklarowały ściągnięcie dwóch rodzin przebywających w obozie tymczasowym dla uchodźców w Bezwoli (lubelskie), ale także wskazały, że przygotują rodzinom mieszkania przekazane przez miasto, pomogą ze znalezieniem pracy, szkół dla dzieci, urządzeniem się, czy nawet z nauką języka polskiego. O tej inicjatywie pisaliśmy już kilka miesięcy temu na łamach DZ. wybuch wojny na Ukrainie wszystko jednak skomplikował. Panowie, którzy w ramach wolontariatu remontowali mieszkanie dla uchodźców z Afganistanu, wrócili teraz do swojej ojczyzny walczyć z rosyjskim najeźdźcą, a cała siły i środki pomocowe w naszym mieście skupiły się na wsparciu Ukraińców. Ale o Afgańczykach, którym też obiecywano nowe życie w Rybniku, nie zapomniano.
- Pan Mariusz dzwonił do nas co najmniej raz w tygodniu, informował, że o nas nie zapomniał. Ale wiadomo, sytuacja na Ukrainie i to, że Polacy – dobrzy ludzie – ruszyli na pomoc Ukraińcom, było zrozumiałe. Cierpliwie czekaliśmy. Teraz postanowiliśmy przyjechać do Rybnika i pomóc przy remoncie mieszkań – mówi nam Hammidullah Hamid. On w Kabulu był wojskowym, współpracował z polskimi wojskowymi z Polskiego Kontyngentu. W ojczyźnie nie czeka na niego nic, poza wyrokiem śmierci. Do Polski zawitał wraz z żoną i czwórką dzieci. To sami chłopcy – w wieku prawie 5, 12, 18 i 21 lat. Wszyscy wraz z rodzicami przyjechali już do Rybika. - Myślę, że Rybnik byłby dla nas idealnym miastem do życia. Nie jest to wielkie miasto jak Warszawa. Chciałbym tutaj, z dala od pokus wielkiego świata, wychowywać dzieci. Tak naprawdę do szczęścia potrzebujemy trzech rzeczy: szkoły dla dzieci, mieszkania i pracy, która pozwoli nam to mieszkanie utrzymać. Przedszkole dla młodszych synów już mamy załatwione, w poniedziałek podpisaliśmy umowy na mieszkanie. Teraz pomożemy przy remoncie, potem od razu szukamy dla siebie pracy – mówi Hamid.

On ze swojego kraju, ze swojej ojczyzny musiał uciekać. Talibowie wydali na niego wyrok, podobnie jak zresztą na wielu jego przyjaciół współpracujących z „najeźdźcami”. - Kiedy władzę przejęli talibowie na początku przeprowadzałem się kilka razy ale w ojczyźnie. Wiedziałem, że nie jesteśmy bezpieczni. W końcu, kiedy dotarło do mnie, że nigdzie tam nie jesteśmy już bezpieczni pojechaliśmy na lotnisko wraz z tysiącami innych obywateli, którzy uciekali przed wojną. Początkowo myślałem o tym, że uda nam się przedostać do Stanów Zjednoczonych, ale potem zostałem ewakuowany do Tadżikistanu i stamtąd do Polski – mówi Afgańczyk.
Hamis dobrze zna język angielski, w Polsce ma przyjaciela – emerytowanego wojskowego. - Jedynym problemem dla nas jest język. Źle się żyje, że jeśli nie można porozmawiać z ludźmi normalnie, tylko trzeba pomagać sobie rękami, gestykulować. Ale uczymy się. W obozie mieliśmy dwie godziny nauki języka polskiego tygodniowo. Nie było tego dużo, ale zawsze to coś. Potrafię już powiedzieć „dzień dobry”, „dziękuję”, wiem co to jest „szafa”, „piekarnik” - śmieje się Afgańczyk.

Druga z rodzin, czteroosobowa, to rodzina kierowcy, który po Kabulu woził pracowników polskiej ambasady i Polskiej Akcji Humanitarnej. Do kraju przyjechał wraz z dorosłą córką i synem. - W Afganistanie została czwórka naszych dorosłych dzieci, które mają już założone rodziny, a jedna córka mieszka w Stanach Zjednoczonych, ale ja nie chciałbym tam jechać. Chciałbym zostać w Polsce. Ludzie przyjęli nas bardzo serdecznie, bardzo dobrze – mówi Nogluddin Sharifi. Do Polksi przyjechał między innymi z 21-letnim synem Bashirem,który świetnie zna język angielski, rosyjski. W Polsce już pracował – w Gorzowie udało mu się zaczepić przy produkcji części do samochodów. Jest raczej nieśmiały, spokojny, ale chce tu zacząć budować swoje życie od nowa. - Mam za sobą sześć semestrów studiów na kierunku ekonomia, mieszkałem w Moskwie, ale to nie jest najlepsze miejsce do życia. Rybnik bardzo mi się podoba. Miasto jest ładne, spokojne, ciche – mówi nam Bashir. Do Rybnika przyjechała także oczywiście jego mama oraz 20-letnie siostra. Panie na razie aklimatyzują się w nowym miejscu. - Na razie każde nasze pojawienie się w miejscu publicznym wywołuje zainteresowanie, ludzie się odwracają, pokazują palcami. Wiadomo, jesteśmy nowi, inni, budzimy zainteresowanie. Ale nie spotkaliśmy się póki co z wrogim nastawieniem, raczej z ciekawością, ale wiemy, że to minie. Chcemy żyć tak, żeby nikt nie żałował, że dano nam szansę na nowe życie – mówi Hammidullah Hamid.

Obie rodziny są tradycjonalistami. Panie zajmą się organizacją życia rodzinnego, panowie mają na ten dom zarobić. Ale zanim w nowych kuchniach panie będą miały okazję upichcić rodzinom obiad, do roboty muszą się zabrać panowie. - Mieszkania wymagają jeszcze sporo pracy. Ale to silni mężczyźni, mogą pomóc – śmieje się Mariusz Wiśniewski, inicjator ściągnięcia uchodźców do Rybnika. Jeden z lokali, przeznaczony dla większej rodziny, składa się z czterech pokoi, aneksu kuchennego. Tutaj wykonano już większość roboty. - Pozostało położenie paneli na podłogach, ustawienie kuchni, szafek, wyposażenia i położenia kafelek w łazience. Drugie mieszkanie jest niestety nieruszone, tam udało się tylko zrobić nowy prąd – mówi Wiśniewski. Ale panowie pracy się nie boją. - Damy radę i z malowanie i z burzeniem ścian. Jest nas pięciu dorosłych, silnych mężczyzn. Niech nam tylko pokażą co mamy robić, a damy radę – zapewnia Hamid.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Dlaczego chleb podrożał? Ile zapłacimy za bochenek?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na rybnik.naszemiasto.pl Nasze Miasto