MKTG NaM - pasek na kartach artykułów

Biegacz z marzeniami

iza salamon
Razem z tobą biegnie trzydzieści tysięcy takich samych wariatów z całego świata. Wszyscy cię pozdrawiają. A kiedy czujesz, że tracisz siły, poklepują cię po plecach i krzyczą nad uchem, że jeszcze trochę, i że na pewno ...

Razem z tobą biegnie trzydzieści tysięcy takich samych wariatów z całego świata. Wszyscy cię pozdrawiają. A kiedy czujesz, że tracisz siły, poklepują cię po plecach i krzyczą nad uchem, że jeszcze trochę, i że na pewno dasz radę - tak o maratonie opowiada z humorem Wojciech Niedziałkowski, który trenuje w Rybniku, jest nauczycielem wf-u w nędzańskim gimnazjum. Do tej pory uczestniczył w czterech takich biegach, w Wiedniu, Budapeszcie, Lubljanie i Paryżu. Obecnie przygotowuje się do kolejnego wyczynu. Tym razem będzie to maraton w Rzymie.

Wszyscy są równi

Wojciech Niedziałkowski marzy o tym, żeby zaliczyć wszystkie największe maratony świata. Najpierw planuje wziąć udział w biegach organizowanych w europejskich stolicach, chciałby też pobiec ulicami Bostonu i Nowego Jorku. - Ja dopiero zaczynam, a są znacznie lepsi ode mnie maratończycy, którzy w ciągu roku zaliczają po dwadzieścia takich imprez - zaznacza biegacz. Podoba mu się atmosfera maratonów, a szczególnie to, że na kilkudziesięciokilometrowej trasie wszyscy są sobie równi.

Obok siebie biegną i jednakowo pocą się robotnicy, biznesmeni, nauczyciele czy dyrektorzy z całego świata. Nie ma znaczenia, kim kto jest. Grubi, chudzi, zdrowi i inwalidzi na wózkach. Każdy może uczestniczyć w tych zawodach w swojej kategorii. Każdy biegnie, jak potrafi. - Czasem ktoś ma może lepsze buty i lepsze witaminy, ale to pomaga tylko na początku. Podczas biegu przychodzi kryzys za kryzysem i każdy sam musi się zmierzyć z własną słabością - mówi sportowiec. Dodaje, że taki bieg uczy człowieka pokory wobec własnego organizmu i jednocześnie sumienności w trenowaniu. Idea maratonu jest taka, że każdy startuje w nim nie dla medalu i nie dla nagrody, ale dla siebie. I taki jest prawdziwy sport.

Pukali się w czoło

Sąsiedzi przyzwyczaili się już do tego, że niemal codziennie widzą pana Wojtka w dresie, jak biegnie gdzieś przed siebie. - Najpierw pukali się znacząco w czoło. Teraz już chyba zaakceptowali fakt, że jest taki jeden, który wciąż biega i biega, ale cóż, to jego sprawa - żartuje maratończyk. Dodaje z przekonaniem, że woli już być takim wariatem, który trenuje niż takim, który siedzi przed telewizorem i opycha się czipsami. Często powtarza, że biegać można zacząć w każdym momencie życia. Nawet pięćdziesięciolatek może wygrać maraton, jeśli zacznie systematycznie ćwiczyć. Wojciech Niedziałkowski pochodzi z Mazur, na Śląsk przyjechał na studia. Ukończył Akademię Wychowania Fizycznego w Katowicach. Obecnie mieszka wraz z rodziną w Nędzy. Biega od ponad dziesięciu lat.

- Kiedyś to było takie hobby samotnika. Zakładałem chustę na głowę, walkmana na uszy i biegłem przed siebie - wspomina. W końcu postanowił wziąć udział w maratonie. Na początek wybrał Wiedeń. - Pojechałem tam zupełnie sam na wypadek, gdybym padł przed metą. Lepiej przecież, żeby nikt nie widział takiej porażki - opowiada. Ze stolicy Austrii wrócił jednak z certyfikatem i medalem za uczestnictwo. To zmobilizowało go do dalszych ćwiczeń. Teraz zna wszystkie terminy największych maratonów Europy i planuje w ciągu roku zaliczać ich po kilka. - O ile dopisze mi zdrowie i nie przyplącze się jakaś kontuzja - zaznacza ostrożnie.

Banany w biegu

Przepisowa długość trasy każdego maratonu wynosi 42 km i 195 m. Na dziesiątym kilometrze niemal u każdego biegacza odzywają się dolegliwości sprzed miesiąca, sprzed roku. Na dwudziestym organizm zaczyna się buntować, a zawodnik złorzeczy i wyrzuca sobie, po co w ogóle biegnie. Na trzydziestym używa już siarczystych przekleństw i zarzeka się, że to ostatni raz. Kiedy jednak dostrzega przed sobą metę, jest tak szczęśliwy, jak nigdy. - Atmosfera każdego maratonu jest niemal mistyczna - mówi Wojtek Niedziałkowski. - Biegniemy głównymi i najpiękniejszymi ulicami miast. Ludzie wiwatują, dopingują nas - dodaje.

Grają też zespoły, orkiestry. Co kilka kilometrów jest bufet, w którym biegacz może napić się wody i coś zjeść. - Najczęściej każdemu jest szkoda czasu na postój, więc w biegu łapiemy banany, cytryny czy pomarańcze - opowiada Wojciech Niedziałkowski. Najbardziej utkwiła mu w pamięcie szczególna scena. Pod Łukiem Triumfalnym na Champs-Elysée w Paryżu biegnie trzydzieści tysięcy osób z całego świata. - Trudno opisać, co się wtedy czuje - przyznaje wzruszony maratończyk.

Każdy jest zwycięzcą

W tym roku chciałby wziąć udział w kilku maratonach, ale nie traktuje tego ambicjonalnie. Raczej jako sposób na życie i jako hobby. Jest wdzięczny swojej szkole za przychylne traktowanie jego pasji. Za kilka tygodni wyrusza wraz z kilkoma podobnymi pasjonatami do Rzymu. W maju stanie na starcie biegu w Pradze. A w przyszłym roku może przyjdzie kolej na Nowy Jork. W maratonie każdy może wygrać. Choćby tylko z własną słabością.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Ważna zmiana na Euro 2024! Ukłon w stronę sędziów?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na rybnik.naszemiasto.pl Nasze Miasto