To jest pielgrzymka wielkich i tych trochę mniejszych jubileuszy. Krystyna Dziuba, prawdziwa weteranka idzie już po raz 55. Andrzej Dziewior, który co roku w pierwszym rzędzie pierwszej grupy maszeruje z ciężkim, drewniany krzyżem na ramieniu, idzie już po raz 40. Obok niego w towarzystwie licznej rodziny, wnuków maszeruje Elżbieta Nieszporek. Ona ponad 100 kilometrów pokona już po raz 45! I jubileusz, mały bo mały świętują nawet śliczne córeczki państwa Wypychów z Łukowa Śląskiego, bo każda z nich zaczynała swoją przygodę z pielgrzymką będąc jeszcze małym brzdącem w wózeczku.
Tegoroczna pielgrzymka jest inna. Nie dość, że idzie w niej 10 razy mniej osób niż zazwyczaj. Bo tradycją było, że rybnicka pielgrzymka - najliczniejsza w całej archidiecezji - liczyła zawsze około 3 tysiące wiernych. - Teraz idzie nas 300, w dwóch grupach - mówi ks. Paweł Zieliński, kierownik pielgrzymki. Zmieniły się też zasady - nie ma wspólnego spania w salkach katechetycznych czy szkołach. Zamiast tego pielgrzymi rozkładają namioty przy kościołach. Do Częstochowy dotrą w sobotę, gdzie na Jasnej Górze odbędzie się dzień rybnicki. Po raz pierwszy od wielu lat na czele pielgrzymki nie idzie w pomarańczowej kamizelce z napisem "kierujący ruchem" Kazimierz Berger, znany i szanowany w mieście były dyrektor Zarządu Transportu Zbiorowego. Odszedł jesienią ubiegłego roku. - Ale na pewno będzie z nami przez całą drogę - mówił jeden z jego następców Rafał Szymura.
Każdy z wiernych maszeruje z intencją na ustach. - Ja w podzięce za wszystkie minione lata. Mam 84 lata, być może to mój ostatni raz - śmieje się pani Krysia Dziuba. Jak zwykle w drodze towarzyszy jej wnuczka. Szampana wprawdzie nie niosą, bo jubileuszowa 55 pielgrzymka w życiu pani Krysi zdarza się tylko raz, ale na toast i tak przyjdzie czas. - Babcia ma zawsze taki zwyczaj, że jak już dojdzie do Częstochowy, wykąpie się na miejscu i przebierze, to idzie na Błonia i wypija jedną szklankę piwa - śmieje się wnuczka pani Krysi, Magda. - Ale jednym łykiem, bo mnie tak suszy - dodaje pani Krystyna.
Dla wielu pielgrzymów marsz do Częstochowy to okazja by nawiązać niezwykłą więź z dzieckiem, porozmawiać w spokoju z bratem czy synem. - To prawdziwa szkoła dla nas rodziców - bo całą swoją uwagę poświęcam dzieciom. Uczę się cierpliwości do nich, miłości, znajduję w sobie nowe pokłady radości i spokoju - mówi Aleksandra Wypych, która w trasę zabrała trzy córki, z których najmłodsza ma zaledwie cztery latka.
Powrót reprezentacji z Walii. Okęcie i kibice
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?