Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Koszmarny koniec snu o Afryce (Słowenia - Polska 3:0)

Rafał Musioł
Zabawa dobiegła końca, nie ma już sensu rozpisywanie najbardziej fantastycznych scenariuszy, dzięki którym reprezentacja Polski mogłaby drzwiami kuchennymi albo oknem w spiżarni wedrzeć się do finałów mistrzostw świata w RPA. Ostatni gwóźdź do trumny biało-czerwonych został wbity wczoraj w Mariborze, w meczu ze Słowenią.

Kadrowicze Leo Beenhakkera, podobnie jak miało to miejsce przed starciem w Chorzowie z Irlandią Północną, wystawili swoim kibicom czeki bez pokrycia. Deklarowana na treningach i na lotnisku wola walki i determinacja, w czasie meczu zamieniła się w bolesną bezradność, wspartą w dodatku asekurancką taktyką holenderskiego selekcjonera, który znów postawił na taktykę z jednym napastnikiem i - podobnie jak do niedawna chodzący w aurze jego następcy Henryk Kasperczak podczas pracy w Górniku Zabrze - przekonał się o jej fiasku dopiero wtedy, gdy drużyna znalazła się definitywnie za burtą.

Słoweńcy bezlitośnie wykorzystali słabość polskiej reprezentacji i objęli prowadzenie już po kwadransie spotkania, gdy podrażniony żółtą kartką obejrzaną za wymuszenie rzutu karnego Zlatko Dedic w sytuacji sam na sam z Arturem Borucem posłał piłkę do siatki pod jego ręką, czemu biernie przyglądali się zarówno obrońcy, jak i pomocnicy reprezentacji.

I chociaż miejscowi kibice dali polskim piłkarzom czas na dojście do siebie rzucając na murawę race, a także wdając się w bijatykę między sobą - fanów znad Wisły w Mariborze nie było, wszystkie bilety podzielili między siebie działacze PZPN - to ta przymusowa kilkuminutowa przerwa nie na wiele się zdała. Jeszcze przed przerwą wynik podwyższył Milivoje Novaković.

- Byliśmy przypadkową grupą ludzi, a nie piłkarskim zespołem - mówił po pierwszej połowie meczu z Irlandią kapitan reprezentacji Michał Żewłakow.

Drugi cios Słoweńców sprawił, że te słowa znów jak ulał pasowały do biało-czerwonych. Większość z nich sprawiała wrażenie, jakby chciała jak najszybciej opuścić Maribor, bez konieczności rozgrywania finałowej odsłony spotkania. Ostatnie minuty poświęcili więc na faule, stanowiące specyficzną, ale realn szansę na zrealizowanie tego zamiaru, wzorem kolegów sprzed lat, którzy wyjazdowy mecz ze Słowacją kończyli mocno zdekompletowani.

Sam Beenhakker też najwyraźniej nie miał już pomysłu na dalszy ciąg (meczu, eliminacji, pracy z reprezentacją, a może wszystkiego naraz) i dokonał jedynie standardowej zmiany, ściągając w przerwie z boiska Ludovica Obraniaka. Być może dobiegał go z trybun złośliwy rechot szefów PZPN, już od kilkudziesięciu godzin opowiadających ustami swojego szefa Grzegorza Laty o istnieniu planu awaryjnego, którego ucieleśnieniem okaże się zapewne Franciszek Smuda.

Zmiana stron nie przyniosła więc zmiany obrazu spotkania i jedyną zagadką pozostawała wysokość wyroku, jaki miał w Mariborze zapaść. Spokojni i zrelaksowani gospodarze nie dążyli już za wszelką cenę do ostrych starć, szanując swoje nogi, ale gdy tylko wrzucali wyższy bieg, pod bramką Boruca robiło się gorąco. Po godzinie gry zrobiło się też 3:0, gdy kolejny akt upokarzającego polską reprezentację spektaklu dopisał Valter Birsa.

Egzekucja została wykonana, emocje dobiegły końca, więc wybrańcy Beenhakkera dostali nieco więcej miejsca, co jeszcze brutalniej obnażyło ich braki i seryjnie popełniane błędy. A ponieważ na tak zwaną honorową bramkę nie zasłużyli, więc ta nie padła, za to Boruc dość szczęśliwie uchronił nas przed kolejnymi stratami

Dwa fatalne występy stanowią ponury koniec tej reprezentacji i jej selekcjonera. Ostatnie mecze Polaków - wyjazdowe z Czechami i u siebie ze Słowacją - nie będą więc już miały żadnego znaczenia, ale czy kibicom uda się zaleczyć potwornego kaca tej środowej nocy?

Koniec Leo!

Tuż po meczu prezes PZPN, Grzegorz Lato oświadczył: To był ostatnie mecz Beenhakkera. Nowym selekcjonerem będzie Polak, rozmowy odbędą się za kilka dni.RM

GRUPA 3

Słowenia - Polska 3:0 (1:0) 1:0 Zlatko Dedic (14), 2:0 Milivoje Novakovic (45),3:0 Valter Birsa (62)

Sędziował William Collum (Szkocja)
Słowenia Handanovic - BreckoI, Suler, Mavric, Jokic - Birsa (71. Komac), Radosavijevic (88. Pecnik), Koren, Kirm - Novakovic, DedicI.(58. Ljubijankic),

Polska Boruc - Żewłakow, Bosacki, Dudka, Gancarczyk (61. Smolarek) - BłaszczykowskiI, R. Lewandowski, Roger, ObraniakI, (46. Łobodziński), Krzynówek - Brożek (61. R Lewandowski).

Irlandia Północna - Słowacja 0:2 (0:1) 0:1 Stanislav Sestak (15), 0:2 Filip Holosko (67).
Irlandia Płn. Taylor - McAuley, Craigan, Hughes, Evans - McCann (71. McGinn), ClinganI (70. Baird), Davis, Johnson - Paterson (76. Brunt), HealyI.
Słowacja Mucha - Pekar%EDk, Skrtel, Durica, Zabavn%EDk - Weiss (90. Sapara), Kopunek, Strba, Vittek, Stoch (81. Jendrisek) - SestakI (65. HoloSko).

Czechy - San Marino 7:0 (3:0) 1:0 Milan Baros (28), 2:0 Milan Baros (44), 3:0 Milan Baros (45-karny), 4:0 Vaclav Sverkos (47), 5:0 Milan Baros (66), 6:0 Tomas Necid (86), 7:0 Roman Hubnik (90)

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Trener Wojciech Łobodziński mówi o sytuacji kadrowej Arki Gdynia

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Koszmarny koniec snu o Afryce (Słowenia - Polska 3:0) - Warszawa Nasze Miasto

Wróć na rybnik.naszemiasto.pl Nasze Miasto