Kibice biało-czerwonych zgromadzeni w łódzkiej hali Arena nie mieli wątpliwości, że po potknięciu w meczu z Serbią, drużyna się pozbiera i wygra. Niektórzy twierdzili nawet, że to zadanie jest ułatwione - groźna kontuzja kolana wyeliminowała Gorana Dragica ze spotkania z Polską, a wg wielu, strata tego zawodnika, miała znacząco wpłynąć na grę bałkańskiego zespołu. Nie wpłynęła. Słoweńcy rozegrali spotkanie dobre, a Polacy byli w stanie z nimi rywalizować jedynie w pierwszej połowie. Druga przemieniła się w pokaz pewności siebie i opanowania drużyny gości, która szybko zdobywszy dużą przewagę punktową, prowadzenia nie oddała do końca.
Po pierwszej kwarcie Polacy prowadzili 11:17. Skuteczna gra w defensywie i ofensywie pozwoliła nam zakończyć tę część spotkania 6 punktową przewagą. Słoweńcy z początku grali niepewnie, wydawali się zaskoczeni animuszem z jakim do meczu przystąpili Polacy i popełniali dużo błędów w ofensywie - pod koniec kwarty trzy razy z rzędu ich ataki kończyły się niczym.
Druga kwarta przyniosła ożywienie Słoweńców. Ich zdecydowana postawa w defensywie - skutecznie krycie i blokowanie - w połączeniu z mizerią polskich ataków, dała efekt w postaci odrobienia przez drużynę gości strat. Polacy ograniczani przez Słowaków próbowali głównie rzutów za 3 - niestety, większość z nich była nieudana. Ta nieskuteczność drogo kosztowała polską drużynę - z 6 punktowej przewagi, Polacy doszli do 2 punktowej straty na koniec 2 kwarty. I gdyby nie ich ożywienie przy stanie 29:22 i kilka udanych kontr zakończonych skutecznymi rzutami Szewczyka i Ignerskiego, sytuacja polskiej drużyny na koniec pierwszej połowy byłaby nie do pozazdroszczenia.
I wtedy nastała trzecia kwarta - chciałoby się rzec w patetycznym tonie. Jednak chaos polskiej drużyny śmiało mógł pretendować do takich tonów, zahaczających o biblijne klęski. Postawa Polaków okazała się absolutnie tragiczna. Starczy powiedzieć, że w ciągu pierwszych 7 minut trwania 3 kwarty, Polacy zdobyli tylko i wyłącznie 1 pkt (!). Słoweńcy w tym czasie zdążyli odskoczyć nam już na 14 punktów. Na korzyść gości zaprocentowały przede wszystkim głupie straty polskiej drużyny. I dopiero pod koniec tej części spotkania nastąpiło jakieś ożywienie w polskich szeregach (wreszcie rzutem za trzy popisał się Logan; Gortat zaczął skutecznie dobijać). Słoweńcy jednak kontrolowali grę i pozwolili stopnieć przewadze jedynie do 13 punktów - koniec trzeciej kwarty pożegnaliśmy z wynikiem 53:40 dla Słowenii.
Jeżeli ktoś jeszcze wierzył w szansę Polaków, widok pozbawionej wiary w zwycięstwo gry naszej drużyny w czwartej kwarcie, szybko pozbawił go wszelkich złudzeń. Polacy raz po raz rozbijali się o sprawnie grającą w obronie słoweńską drużynę, która w ostatnim fragmencie gry dobiła w pewnym momencie, aż do 20 punktowej przewagi. I choć Polacy zdobyli w tej partii najwięcej punktów (20), nie byli w stanie nawiązać równorzędnej walki z rywalem. Nie pomogło przebudzenie Logana, nie pomogła energia Szewczyka. Jeżeli naszym coś się już udawało i kibice mogli radośnie krzyknąć, zaraz ich dobry nastrój ukracali Słoweńcy, którzy szybko podchodzili pod nasz kosz i z irytującą skutecznością rzucali za trzy (warto tutaj wspomnieć zwłaszcza o Brezecu).
Dźwięk syreny na łódzkiej Arenie zakończył spotkanie, które bez wątpienia jest najgorszym występem naszej reprezentacji na tym turnieju. Teraz czeka nas - tak uwielbiany przez polskich kibiców piłkarskich - mecz o wszystko z Hiszpanami. I już teraz można powiedzieć, że jeżeli nie nastąpi poprawa w grze Polaków, o ćwierćfinale możemy zapomnieć.
Pismak przeciwko oszustom, uwaga na Instagram
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?