Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Adam Fudali: Za życia kilka razy mnie uśmiercano ale nie poddałem się WYWIAD

Aleksander Król
O imprezach w Bombaju, strasznym wypadku na kolei, który decydował o całym życiu, ojcostwie, małżeństwie i polityce, czyli o Rybniku starym i nowym rozmawiamy z Adamem Fudalim, byłym prezydentem miasta, który pod naciskiem radnych zrezygnował właśnie także z funkcji przewodniczącego RM.

Adam Fudali: Za życia kilka razy mnie uśmiercano ale nie poddałem się

Rezygnując z funkcji przewodniczącego RM powiedział Pan, że 16 lat temu zakochał się w tym mieście. Ale ta miłość do Rybnika rodziła się od dzieciństwa... Jaki był Rybnik Pana młodości?
Najpierw z rodzicami mieszkałem na Zielonej (dzisiejsza dzielnica Maroko). Nie do wiary, jak to miasto się zmieniło. Pamiętam, że gdy szło się z centrum, a mieszkałem przy teatrze, na Hutniczej (teraz Saint Vallier), na Maroko do babci, to wszędzie były pola. Z młodości pamiętam też imprezy organizowane przy Rybnickiej Fabryce Maszyn, w tzw. Bombaju. Zaglądałem tam czasem, ale byłem za młody, żeby w tym życiu uczestniczyć na poważnie. Pokazywali tam trochę innego świata - grała muzyka jazzowa, u góry była biblioteka. To było środowisko “bardziej do przodu”. Ale Bombaj się zawalił.

Jako młody człowiek miał pan wypadek, który zaważył na całym Pana życiu...
Tak, miałem wtedy 19 lat, przed maturą. Wtedy po raz pierwszy umarłem. Potem uśmiercano mnie jeszcze kilka razy... Pracowałem już wtedy na kolei, jako elektryk. Naprawiałem tzw. “czerpak” (red. urządzenie na szynach czerpało węgiel i ładowało na parowozy). Leżałem pod nim. Nagle zauważyłem, jak jedzie na mnie pociąg. Nie było czasu na ucieczkę...

Bardzo pomocna w tym czasie była moja żona, zresztą przez całe życie jest pomocną. Gdy zdarzył się wypadek, ona była moją dziewczyną. Była przy mnie cały czas. Po wypadku, jak leżałem w szpitalu, w tym dniu, jak dokonano amputacji obu nóg, to ona też była przy mnie. Towarzyszy mi całe życie. 50 lat prawie jak jesteśmy małżeństwem. Wtedy, jak miałem wypadek, to mi się wydawało, że się wszystko skończyło. W amoku byłem, leżałem na noszach i myślałem, co ja będę w życiu robił. - Ach to będę pisał książki - pomyślałem. Ale ani jednej do tej pory nie napisałem i dzięki Bogu ustrzegłem czytelników. [ŚMIECH]

Życie miał Pan bogate, to może teraz chwyci za pióro?
Nie, nie lubię pisać. Potem był trudny okres dla mnie. Miałem chwile totalnego załamania. Ale miałem też harta ducha. W klinice w Poznaniu dostałem pierwsze protezy, to był akurat 24 grudnia. Wigilia. W szpitalu mieliśmy robioną wieczerzę wigilijną. Te protezy ubrałem i pierwszy raz poszedłem na tę Wigilię , bez żadnej laski, bez żadnych kul, bez niczego. I wprowadziłem w zdumienie moich najbliższych opiekunów. Już po wypadku, w tym samym roku we wrześniu, zrobiłem maturę. Nie byłem na tyle zdrowy, żeby iść na studia. Myślałem jeszcze za rok, za dwa, chciałem się wybrać, ale życie jakoś tak ułożyło, że nie poszedłem. Ożeniłem się dość młodo, gdy miałem 21 lat i potem wszedłem w prywatną inicjatywę - teściowie prowadzili zakład szklarski. Tam się nauczyłem racjonalnego zarządzania pieniędzmi, oszczędności i tak ukształtowany przyszedłem do urzędu, również na pierwszym miejscu stawiając racjonalność i oszczędzanie na wszystkim. Nie miałem czasu na studia. Bardzo interesowałem się jednak życiem gospodarczym, siedziałem w książkach specjalistycznych, gazetach - czytało się “Życie Gospodarcze”. Przyszedł rok 80. Nie byłem żadnym działaczem Solidarności, ale pomagałem jak mogłem tym, którzy byli aresztowani, którzy siedzieli, a musieli utrzymać rodzinę. Przy naszym kościele ksiądz Klon prowadził taki komitet pomocy dla “Solidarności” - i tam się trochę pokazywałem, angażowałem. Miałem bardzo dobrego przyjaciela, księdza Suchonia. A byłem pierwszym w regionie, który miał antenę satelitarną. To była przepotężna antena, średnica prawie dwa metry i nowości z wolnego świata żeśmy ściągali. Pamiętam, jak po raz pierwszy wypuścili Lecha Wałęsę za granicę. Był we Francji w Paryżu, i telewizja - TV Kontakt z Gdańska nadawała relację z pobytu Wałęsy w Paryżu w języku francuskim. Wtedy późniejszy prezydent Józef Makosz tłumaczył to i na drugi dzień puszczaliśmy w kościele św. Antoniego. Sporo ludzi przyszło. Potem dużo współpracowałem z ks. Suchoniem. Prowadziliśmy taką małą wypożyczalnię. Mieliśmy dużo taśm wideo - takie filmy jak “Kwadratura koła”, Rok 1984 Orwella. Filmy, które pokazywały rzeczywistość bez cenzury. Puszczaliśmy je w kościele.

Tych trudnych momentów w Pana życiu było więcej. Dla rodziców narodziny dziecka z Zespołem Downa to cios...
Mam czworo dzieci, ostatnie dziecko - syn Michał urodził się z zespołem Downa. Najbardziej kochane dziecko w rodzinie, ale to był duży cios. Szok. Dla mnie też, ale jeszcze większy dla żony. Musieliśmy sobie z tym poradzić i poświęcić mu maksymalną ilość czasu wolnego. Wszystko było robione pod Michała. I są efekty. Długa rehabilitacja dużo może zmienić. Wydaje mi się, że to nam się z Michałem udało. Choć osoby w tym wieku szybko się starzeją. On ma 26 lat, ale biologicznie jest dużo starszy. Są pewne problemy związane już z wiekiem starczym. Michał ma swoje filmy ulubione, swoją muzykę. Słucha ipada.
Resztę wywiadu czytaj TUTAJ

CAŁY WYWIAD CZYTAJ W ŚLĄSKU PLUS:
Adam Fudali: Za życia kilka razy mnie uśmiercano, ale nie poddałem się

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Jak działają oszuści - fałszywe SMS "od najbliższych"

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na rybnik.naszemiasto.pl Nasze Miasto