Pan Zbigniew wraz z teściem nad zalewem wędkował od piątku. – Ryba kiepsko brała. A w sobotę od rana wszystkie brania miały dziwny przebieg. Czuliśmy, że ryba bierze, ale za każdym razem kiedy wyciągaliśmy wędkę z wody, hak był pusty. Nie było ani ryby, ani przynęty – relacjonuje pan Zbigniew. – W końcu podbierakiem wyciągnęliśmy jedną rybę z wody. Od razu zauważyłem, że jest jakaś dziwna. Przyglądaliśmy się jej przez chwilę, zanim zorientowaliśmy się, że to pirania – dodaje.
Sporej wielkości drapieżnika rybniczanin zabrał do domu. – Przecież nie mogłem jej wrzucić z powrotem do zalewu, bo w okolicy kąpali się ludzie. Przez jeden dzień pływała w oczku wodnym, który mam obok domu. Kiedy zauważyłem, że jest już słaba, wylądowała na patelni. Piranię zjadł teść, a ja zostawiłem sobie jej głowę – mówi wędkarz.
To już drugi przypadek w ostatnich latach, kiedy wędkarze łowiący nad rybnickim morzem wyciągają z wody piranie. W 2006 roku wędkarz z Rybnika złowił nad tym zbiornikiem ważącego prawie 2 kilogramy drapieżnika. Po tym wydarzeniu Polski Związek Wędkarski zarządził odłowy, które miały na celu sprawdzić, czy okazów tego gatunku nie jest w zbiorniku więcej. Działacze PZW twierdzili wówczas, że mimo iż woda w zalewie zawsze jest ciepła, to piranie nie mają tam dobrych warunków do rozmnażania się i to odosobniony przypadek. Zbigniew Merkel jest jednak innego zdania. – Wyglądało to tak, jakby w zaroślach obok miejsca, w którym łowiłem żerowała ich cała ławica – mówi rybniczanin.
echodnia.eu Świętokrzyskie tulipany
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?